Czasami, gdy świeci pięknie słońce, zieleń cieszy oczy, nie mam ochoty zagłębiać się w meandry spaczonej ludzkiej psychiki, na śledzenie pracy policji, która z różnym skutkiem stara się rozwikłać sprawę morderstwa. Czasem mam ochotę na coś w miarę lekkiego, gdzie nie trzeba super pilnie śledzić akcji. Na długi czerwcowy weekend wybór więc padł na Dziewczynę ze słonecznikiem.
Główna bohaterka pracuje w Domu Kultury. Pewnego razu jej drogi krzyżują się z muzykiem Bonifacym oraz z jego najlepszym przyjacielem, malarzem Kacprem. Mężczyźni to jak ogień i woda. Bonio jest przebojowy, wygadany, idący za głosem serca. Kacper jest wycofany, zahukany i brak mu wiary w siebie. Gdy muzyk po praz pierwszy zobaczył pełną blasku, optymizmu i całą w uśmiechach dziewczynę zapragnął, aby znalazła się na okładce wydawanej przez niego płyty. Poprosił Kacpra, by najlepiej jak potrafi, namalował Łucję.
Co z tego wyniknie?
Co ma do tego tatuaż ze słonecznikiem i apodyktyczny ojciec Kacpra?
Okładka jest barwna, żywiołowa, wypełniona kolorami i zwracająca uwagę, ale trochę się obawiałam, że wnętrze będzie ckliwe i infantylno-cukrowe. Opis również mnie zainteresował, ale nie na tyle, żeby móc przypuszczać, że lektura wciągnie i nie wypuści ze swych macek aż do ostatniej strony. Było to moje pierwsze spotkanie z twórczością Aleksandry Rak i muszę je zaliczyć do udanych. Przyjemnie i bardzo pozytywnie zaskoczyła mnie fabuła. Bohaterowie nie byli spłyceni i bezbarwni, a i tematy poruszane w książce zasługują na uznanie. Opis wydawcy w moim odczuciu jest nieco mylący, może niektórych nawet zniechęcić do lektury. Nie jest to bowiem pospolite czytadło o problemach i rozterkach sercowych i zastanawianie się bohaterki nad tym, który z mężczyzn jest bardziej pociągający. Tu uczucie zostało przedstawione inaczej, ciekawiej jako spoiwo łączące zrozumienie, wybaczenie, akceptację, szacunek, zaufanie, przyjaźń. Jednocześnie nie był to wątek przewodni. Głównie krok po kroku poznawaliśmy życie Kacpra i jego rodziny. Apodyktyczny ojciec ustawiał syna i żonę, by chodzili jak w zegarku. Gasił każdy pomysł oraz próby rozluźnienia więzi, bo wszystko musiało być zgodne z jego planem. Mamy więc też miłość zaborczą, pełną pogardy, nieznającą słowa kompromis.
Ciekawym motywem był tatuaż słonecznika, jak również wątki związane z malarstwem i warsztatami artystycznymi. Nie jest to historia miałka, przegadana, bezbarwna, choć przewidywalna. Zakończenie ostatecznie przekonuje, że nie jest to ckliwa opowiastka.
Lekturę czytało mi się tym przyjemniej, gdyż akcja toczyła się podczas jednej z moich ulubionych pór roku – jesienią oraz częściowo zimą. Czułam smak rozgrzewającej herbaty z goździkami, kawy z cynamonem, zupy dyniowej z imbirem. Otulił mnie zapach świeczek pomarańczowych i poczułam napływ optymizmu. Bardzo polubiłam Łucję, bo tak jak ja lubi szwendać się na spacery nawet w brzydką pogodę, lubi wcześnie zapadające ciemności rozpraszane przez zapachowe świeczki i lampki ledowe.
Za możliwość zapoznania się z treścią książki dziękuję Wydawnictwu Dragon.