Nie wiedziałem, że jest aż tak źle. A kiedyś, w latach 90. było całkiem dobrze. Pracy było mało, za to w więziennictwie dobrze płacono, lepiej niż w firmach prywatnych. Perspektywa stabilnego zatrudnienia i tylko 15 lat do emerytury przyciągała rzesze kandydatów, dzięki czemu do Służby Więziennej trafiali najlepsi.
Potem zaczęło się psuć. W miarę rozwoju gospodarczego Polski praca w prywatnych firmach była coraz lepiej płatna – i bez porównania lżejsza niż w „kryminałach”, gdzie strażnik ma na co dzień do czynienia nie tylko ze skazanymi ludźmi, ale też z istotami zaledwie człekopodobnymi. To z jednej strony najgorsi mordercy i bandyci, z drugiej – skazani z tzw. niepsychotycznymi zaburzeniami psychicznymi. Tu żadna resocjalizacja nie ma najmniejszych szans, nawet gdyby była prowadzona zgodnie z przepisami, co jest zwyczajnie niemożliwe.
Na domiar złego funkcje kierownicze w więzieniach pełnią nie tak jak kiedyś ludzie, którzy zaczynali na samym dole, od „bramowego” i systematycznie pięli się w gorę. Teraz na stołki trafiają absolwenci paru uczelni, niemający bladego pojęcia o pracy ze „złodziejami”, jak strażnicy nazywają osadzonych. Z uporem godnym lepszej sprawy gnębią strażników, którzy w ten sposób trafiają między młot a kowadło. Okres do emerytury wydłużono do 25 lat, a płace są żenująco niskie. Nic więc dziwnego, że funkcjonariusze służby więziennej odchodzą, przez co w zakładach karnych jest ich zbyt mało.
Paweł Kapusta dotarł do ludzi, którzy służbę za murem mają w małym palcu i widzieli rzeczy, o których nie tylko filozofom, ale i – o zgrozo – odpowiedzialnym za więziennictwo w Polsce się nie śniło. Nic więc dziwnego, że bardzo często do więzienia trafia człowiek, a wychodzi z niego bestia. Również społeczeństwo ma w tym ponoć swój udział, nie dając „absolwentom” Sztumu czy Wronek żadnych szans na pracę, mieszkanie i tym samym powrót między normalnych ludzi.
Społeczeństwo uważa dość powszechnie, że w zakładzie karnym powinna się odbywać resocjalizacja skazanych. Byli i obecni klawisze tłumaczą jednak, że jest ona do jakiegoś stopnia możliwa tylko w wypadku skazanych po raz pierwszy. Pozostali są albo zaburzeni, albo zbyt prymitywni, albo wręcz celowo po wyjściu popełniają kolejne przestępstwa po to tylko, by do zakładu karnego, będącego dla nich de facto domem, powrócić.
Klawisze skarżą się, że nie mają prawa stosować kar, które rzeczywiście przemawiałyby do skazanych i skłaniały ich do podporządkowania się regułom obowiązującym za murem. Najsurowszą karą jest 14-dniowy pobyt w izolatce, co niejeden bandzior przyjmuje z uśmiechem, bo przynajmniej będzie miał święty spokój i nie będzie musiał znosić smrodu współwięźniów.
– Osadzony może wszystko, a klawisz ma do dyspozycji tylko „proszę”, „bardzo proszę” i „błagam” – mówi jeden z rozmówców Pawła Kapusty.
Nic więc dziwnego, że tryumfy święci grypsera, że zarabiający grosze strażnicy przemycają dla osadzonych narkotyki, alkohol i telefony. W więzieniach działają też służby specjalne: podsłuchy w celach pomagają im zdobywać informacje o najgroźniejszych grupach przestępczych.
Dla miłośników mocnych wrażeń są też relacje z wykonywania (do 1988 roku) kary śmierci.
Czytałem z zapartym tchem, czasem z obrzydzeniem, czasem z przerażeniem. Uściślijmy: nie czytałem, lecz słuchałem. Nie wiedziałem, że w roli lektora audiobooka spotkam Janusza Chabiora. Wybór perfekcyjny, czekam na dalsze przeczytane przezeń książki.