Ostatnimi czasy bardzo ciągnie mnie w kierunku książek o tematyce orientalnej. Mam nawet stosik z takimi książkami i zamierzam go wkrótce szybko wyczyścić. Czy to z powodu upałów - nie mam pojęcia, co nie zmienia faktu, że przy trzydziestu stopniach lejących się z nieba, bardzo łatwo wczuć się w powieść o dżinnach i pustyni. A jeśli w dodatku jest to książka napisana porywającym stylem, który maluje obrazy niczym miraże pośród piasków, nie trzeba mówić, że upały jest łatwiej znieść, a godziny żaru mijają szybciej podczas lektury.
Druga część trylogii Dewabadu zabiera nas o pięć lat w przyszłość. Życie bohaterów, których rozdzieliły dramatyczne wydarzenia z tomu pierwszego, zdrowo okrzepło. Nahri u boku Muntazira próbuje nie zostać zmiażdżona machiną polityki Gassana, króla dżinnów. Ali uciekł do Am Geziry i tam próbuje ułożyć sobie życie. Dara... planuje wraz z Banu Maniże przewrót, tyle samo ryzykowny, co brutalny. Ich losy jednak zostaną wrzucone w burzę piaskową dewabadzkiej polityki i znów sie połączą - jednak nie na tych samych warunkach co kiedyś. Ci, którzy byli sobie przyjaciółmi, zostaną wrogami, a wrogowie... tylko powiększą niebezpieczną armię adwersarzy. Czeka ich walka, podczas której bardzo łatwo będzie zagubić siebie i honor.
Od razu powiem, że to, w czym Chakraborty jest zdecydowanie najlepsza, to kreacja politycznej areny Dewabadu. Po mistrzowsku uplotła węzły i nici, którymi oplotła miasto i postacie, każąc im pląsać w wyjątkowo skomplikowanym tańcu. Zależności pomiędzy dżinnami, dewami i szafitami (czyli pół dżinnami, pół ludźmi) stoją na ostrzu noża, każdy krok w niewłaściwą stronę może spowodować fatalne skutki. Dlatego, gdy postacie angażują się w ryzykowne przedsięwzięcia, czytelnik albo wstrzymuje oddech, albo ma ochotę je poobijać trochę, żeby wlać im trochę oleju do głowy.
Książka jest wyjątkowo płynnie napisana. George Martin stwierdził, że styl autorki jest żywy, barwny i klarowny i nie mogłabym tego lepiej opisać. Ten świat sie po prostu czuje. Pustynia i ogień wlewają sie do mózgu, by tworzyć malownicze obrazy. W ten świat sie wchodzi i w nim żyje, aż do ostatniej strony. I uważam nawet, że podczas gdy pierwszy tom był wciąż odrobinę naiwny, a postacie nie nabrały jeszcze tej głębi, część druga to przygoda z wyrazistym tłem, wyrazistymi postaciami i wyrazistą duszą. Ostatnio mam szczęście do dobrych kontynuacji, ale "Królestwo miedzi" jest z nich na pewno najlepszą.
Bardzo podobało mi się także rozwinięcie kwestii wodnych demonów maridów, ifrytów i przeszłości Darawahjusza. Była w tym iskierka czegoś bardzo starego, czegoś pradawnego, co pozostawiało pył na języku. Niektóre wątki są tajemnicze, niektóre brutalne i okrutne, ale nigdy nie są nużące.
Musze jeszcze dodać bardzo ważną kwestię. Książka porusza problem celu uświecającego środki. Pomocy mniejszościom w dostosowaniu się i ukrócenie prześladowań. Było to ważnym elementem książki i wątpię, by było przypadkowe. Tak właśnie tworzony imperia i tak imperia upadały. Dewabad to ludzkość w pigułce, mimo, że jest pełne istot nadprzyrodzonych. Dżinny popełniają te same błędy, co ludzie, mimo, że tymi ostatnimi gardzą a czasem nawet się ich boją. Nikt nigdy nie jest za mały by sięgnąć po sprawiedliwość, ani nikt nie jest zbyt wielki, by upaść.
Ci, którzy mają za sobą pierwszą część trylogii, a którym się ona podobała, z pewnością sięgną po kolejną. Tak więc mogę szczerze polecić tą serię - jest lekka, świeża, ale i porusza ważne problemy. I posiada jeszcze jedną zaletę.
Jest niespotykanie magiczna. Prawdziwa perła w turbanie fantastyki orientalnej.