Gdzieś na końcu świata, na jednym z atoli wchodzącym w skład Wysp Cooka mieszka Kiona. Jej rodzina prowadzi farmę pereł. Książka autorstwa Lizy Marklund zaczyna się egzotycznie i trochę bajkowo. Kiedy sprawdzamy jak powieść została sklasyfikowana widzimy gatunek kryminał, thriller. Czy będzie to słoneczny kryminał?
Fabuła
Manihiki to atol wchodzący w skład Wysp Cooka. Mieszkańcy mają swoje zwyczaje i rytm życia. Kiedy w pobliżu wyspy rozbija się jacht zostają one zaburzone. Zostaje odratowany mężczyzna, który zostawi swój ślad na Manihiki., a szczególnie w życiu Kiony, poławiaczki pereł.
Jeżeli ktoś wie o czym jest ta powieść to poproszę maila, sms'a, pocztówkę, cokolwiek, bo ja nie potrafię rozgryźć intencji autorki. Mam wrażenie, że chciała napisać kryminał, ale nie wiedziała jak zacząć i wyszła z tego "Farma pereł". Akcja poprowadzona jest bardzo dziwnie. Rozpoczynamy ją na wyspie Manihiki, a kończymy na gospodarczej aferze. I nie byłoby w tym nic złego, tylko droga, którą musimy przebyć usłana jest warstewką zbiegów okoliczności i szczęścia, nikomu niepotrzebnych przemyśleń (czy narratorka musi streszczać każdą książkę, którą czyta?) i gronem nic nie wnoszących postaci. Jesteśmy przyzwyczajeni, że na początku książki autor stawia pewne problemy i na ich bazie rozwija fabułę. W "Farmie pereł" początkowe założenia rozmyły się ustępując miejsca wątkom kryminalnym.
Najsłabszym punktem tej powieści jest narratorka.
Bardzo lubię pierwszoosobową narrację i lubię zacieśniać więzi z postacią, której historię czytam. Kiony słuchałam przez, ponad, 500 stron i w ogóle jej nie poznałam. Z fabuły wyłania się kobieta, a ze sposobu mówienia dziecko, które chce pochwalić się wiedzą (Wypowiedzi typu: Jesteś ze Szwecji? To jest państwo położone na północy Europy itd.). Pewne jest to, że kocha książki i katedry, oraz, że ma w sobie dużo siły. Poza tym, nie wiem, czy jej zachowaniem kieruje miłość, żądza przygody, a może buntu. Na początku powieści wspomina o swoich marzeniach, tylko bardzo szybko idą w zapomnienie kosztem... No właśnie, czego?
Język i sposób napisania książki to elementy, które mogą spodobać się części czytelników. Powiedziałabym, że "Farma pereł" jest komercyjna. Prosty język, krótkie fragmenty - to sprawia, że powieść czyta się bardzo szybko, nie jest wymagająca i można przy niej odpocząć. Przy czym ja mam znowu małe ale. Niezbyt długie rozdziały bardzo fajnie sprawdzają się przy kryminałach. Nadają dynamizmu i pomagają pobudzać zainteresowanie. Liza Marklund długo zwlekała z zawiązaniem przestępczego wątku. Duża część "Farmy pereł" ma charakter obyczajowy i jest monologiem Kiony, dzielenie go na małe fragmenty powodowało, że narracja jest poszarpana.
Podsumowanie
"Farma pereł" wydała mi się interesująca już na etapie zapowiedzi. Thriller z wyspiarskim tłem brzmi wybornie. Co otrzymałam? Bardzo prostą powieść, którą czytało się szybko, ale niczym mnie nie zaintrygowała. Tak, jest napisana lekko i przyjemnie, ale tym kończą się jej zalety. Ja szukam w książkach emocji, a "Farmę pereł" czytałam z kamienną twarzą.