Kiedy kilka miesięcy temu czytałam, a następnie recenzowałam książkę Barbary Wysoczańskiej
"Narzeczona nazisty", nawet nie przypuszczałam, że już pół roku później będę miała okazję sięgnąć po kolejną powieść autorki. Wiadomość o planowanej premierze nowego tytułu
"Siła kobiet" niesamowicie mnie ucieszyła, gdyż poprzednia książka autorki wywołała we mnie ogromne emocje. Z ogromnym zaciekawieniem sięgnęłam więc po "Siłę kobiet" i dziś mam przyjemność podzielić się z Wami moimi wrażeniami z lektury.
"Siła kobiet" to piękna, napisana z rozmachem powieść, której bohaterkami są dzielne kobiety. Akcja książki rozgrywa się w dwudziestoleciu międzywojennym, a więc w czasach bardzo ciekawych, ale jednocześnie trudnych. Czasach, w których jedni walczyli o zbudowanie nowej Polski, a inni walczyli o swoje prawa. Oczywiście mam tu na myśli kobiety, które w latach dwudziestych toczyły walkę o traktowanie na równi z mężczyznami. Nie było to łatwe, bo kobiety wciąż były uważane za gorsze, mało inteligentne, nadające się tylko do rodzenia dzieci i pilnowania domu. Źle widziano te dziewczyny, które odważyły się sprzeciwić konwenansom i na przykład postanawiały studiować (przy czym dostęp do studiów miały wciąż mocno utrudniany). Żony i córki nadal były uważane za własność mężów i rodziców, którzy bez przeszkód mogli stosować przemoc, by zmusić niepokorną żonę czy córkę do uległości. I w tych dziwnych, pełnych sprzeczności czasach autorka osadziła bohaterki książki.
Pierwsza z nich, Rozalia Lubowidzka, to młoda wdowa, która po pięciu latach małżeństwa zostaje uwolniona z koszmaru. Jej mąż Ignacy, szanowany poseł zostaje zamordowany, co dla Rozalii oznacza koniec małżeńskiego piekła. Mąż Rozalii nie stronił bowiem od przemocy i znęcania się nad swoją młodą żoną. Był człowiekiem zakłamanym, który kreował się na obrońcę narodu i człowieka prawego, a w rzeczywistości był okrutny, pozbawiony skrupułów i mający za nic kobiety. Niedługo po śmierci męża Rozalia otrzymuje list od jego kochanki, która prosi ją o pomoc dla swojej chorej córeczki. Rozalia postanawia osiąść w Warszawie i otoczyć opieką Zuzannę i pięcioletnią Lili. Do stolicy przybywa również Ada Lubowidzka, siostra Ignacego i Gustawa, która postanawia sprzeciwić się matce i wbrew jej woli zacząć studiować prawo. Wszystkie trzy kobiety są ze sobą nierozerwalnie powiązane postacią nieżyjącego Ignacego Lubowidzkiego. Wszystkie trzy muszą również wziąć życie w swoje ręce i zawalczyć o swoje prawa i niezależność. Ciekawą postacią jest również ciotka Rozalii, Klara, która czynnie walczy o prawa kobiet i żyje po swojemu, zupełnie sprzeciwiając się konserwatyzmowi panującemu wówczas w Polsce.
W "Sile kobiet" autorka zaserwowała nam całą paletę emocji i przeżyć. Jest tutaj wielka miłość (ale absolutnie nie zaliczyłabym tej książki do romansu!), piękna przyjaźń wbrew wszystkiemu, jest niesamowita odwaga młodych kobiet i trudna walka o swoje prawa. Fabuła wciąga od pierwszej strony i wielokrotnie zaskakuje. Bardzo ciekawie zostało zarysowane tło historyczne, odradzanie się Polski po latach niewoli, ale również walki polityczne i narodowościowe mające wówczas miejsce. Jest to temat dość rzadko spotykamy w powieściach, więc czytałam z dużym zainteresowaniem. Tak jak już wspomniałam również tło obyczajowe jest tutaj niezwykle interesujące- z jednej strony krok w stronę nowoczesności, danie kobietom praw wyborczych, z drugiej tkwienie w konserwatywnych, starodawnych poglądach i strach przed jakąkolwiek zmianą.
Bardzo dobrze czytało mi się tę powieść, pomimo ponad 500 stron przeczytałam ją bardzo szybko. To jedna z tych książek, które trudno odłożyć, bo cały czas coś do niej ciągnie. Po raz kolejny nie zawiodłam się na prozie autorki Barbary Wysoczańskiej. Książkę polecam i mam nadzieję, że jak najszybciej doczekam się kolejnej powieści autorki.
Recenzja książki pochodzi z mojego bloga
http://mama-filipka.blogspot.com/2022/02/mama-czyta-sia-kobiet-barbara.html