Gdy pozycja Dukaja ukazała się po raz pierwszy w 2015 r., towarzyszyła jej duża wrzawa medialna, oto dostaliśmy pierwszą książkę wydaną tylko w wersji ebookowej, z możliwością prawdziwie interaktywnego czytania, z odnośnikami, linkami etc. Niesiony powszechnym entuzjazmem i ja nabyłem ebooka na Allegro (wtedy mieli księgarnię ebooków). Muszę tu od razu powiedzieć, że fantastyka to nie moja działka, jedyne rzeczy, które czytałem, to książki Lema i Vonneguta, piszę więc swoje uwagi z pozycji outsidera.
Pomysł jest fajny: armagedon zabija życie biologiczne na ziemi, ostają się ci jedynie, którzy zdążyli swoją świadomość przenieść do robotów. Ale sam pomysł to za mało, rzecz cała przeładowana jest szczegółami technicznymi, specjalistycznym żargonem komputerowo-technicznym, od którego głowa boli, wydaje się, że autor wręcz napawa się ową nowomową, a treści w tym mało. Próbka stylu autora „Miał na dyskach terabajty planów konstrukcyjnych oraz podręczników użytkownika, a na papierze — grube jak Biblia katalogi urban hardware. Z oddzielnymi sekcjami dla linii mechów domowych, ulicznych, przemysłowych, medycznych, municypalnych, wojskowych, rozrywkowych, powietrznych i podwodnych. Niepostrzeżenie, strona po stronie, przechodziły one w drony, z kolei płynnie przechodzące w hardware stacjonarny i Matternet: Internet of Matter, bezserwerową sieć wszechobecnych mikroprocesorów, opartą na RFID, podczerwieni i NFC.” O co tu chodzi? Naprawdę nie mam zamiaru tracić czasu, aby zrozumieć ten dziwaczny język.
Lektura książki była zatem dla mnie nudna i męcząca, uważam, że jej wartość poznawcza czy literacka jest znikoma. Siłą rzeczy nie miałem zamiaru iść w odnośniki, linki i co tam jeszcze interaktywnego. Odłożyłem ebooka w połowie, jakoś zupełnie mnie nie interesowały dalsze przygody człowiekorobota Grzesia.
Kampania z 2015 r. miała też na celu popularyzację ebooków, w sumie nie wiem, czy się powiodła, zdaje się, że rynek książek elektronicznych jest wciąż tylko drobnym ułamkiem całkowitego rynku książki. Niemniej coś się ruszyło: sporo wydawnictw publikuje wszystkie swoje książki w dwóch wersjach: papierowej i ebookowej. Zaś pomysł z interaktywną lekturą jakoś nie wypalił, bo widzę, że po paru latach Dukaj wydał 'Starość Aksolotla' również w wersji papierowej. Cieszę się, bo zupełnie do mnie nie przemawia idea książek interaktywnych.