„To nie Sfery, gdzie każda myśl skutkowała rezultatem. A mimo to miała poczucie, że dała sobie większe szanse. Bo w życiu, a przynajmniej w jego nowej wersji, szanse były wszystkim, na co mogła liczyć. Były jak jej kamyki. Niedoskonałe i zaskakujące, ale mimo to lepsze niż coś pewnego. Szanse były życiem.”*
Decyzje, które podejmujemy nie zawsze mają pozytywne skutki. Ty właśnie podjęłaś taką i teraz ponosisz tego konsekwencje, choć tak naprawdę nie jesteś niczemu winna. Znalazłaś się w niewłaściwym miejscu, z niewłaściwymi ludźmi. Kara jaką musisz ponieść jest straszna, wygnana ze świata który znasz, na pewną śmierć. Śmierć, która nie przychodzi, bo odkrywasz coś co przewraca całe twoje życie do góry nogami.
Aria żyje w świecie Sfer, oddzielonym od świata Wykluczonych kopułami. Sfery nie są prawdziwe, za pomocą Wizjera, urządzenia zainstalowanego przy jednym oku, może poruszać się gdzie chce. Tylko szkopuł w tym, że nic w tym nie jest realne. Tak naprawdę to namiastka realnego życia. Mieszkańcy Podu wolą jednak to niż to co znajduje się poza kopułą. Tu mogą żyć, a tam czeka na nich pewna śmierć. Dziewczyna po splocie wydarzeń trafia do świata Wykluczonych, do Umieralni. Poznaje w nim Perry’ego. Chłopaka, który węchem wyczuwa emocje i widzi w nocy. W miejscu, w którym miała umrzeć rozgrywają się sprawy, które będą miały wpływ na jej przyszłość. Co takiego przydarzyło się nastolatce w Umieralni?
Lubię sięgać po debiutanckie powieści. Z reguły zaskakują mnie one czymś ciekawym. Jednak takich powieści jest coraz mniej. Zwłaszcza teraz gdy trudno jest zaskoczyć czytelnika, ponieważ na rynku wydawniczym aż kipi od antyutopii z różnymi wizjami świata. Jedne są gorsze, drugie lepsze, ale każda ma to coś w sobie, co przyciąga uwagę czytelnika. Jak będzie z wizją świata Arii?
Rossi miała pomysł na książkę i go w pełni wykorzystała. I to jak wykorzystała. Świat podzielony na Pody i Umieralnie. W pierwszym bezpieczeństwo, ale i namiastka realności. Naginanie wszystkiego do własnych potrzeb, niepotrzebne odczucia (np. strach) są usuwane. Istnieją w nim Sfery, które są utworzone przez sztuczną inteligencję. Mają one służyć mieszkańcom kopuł, by mieli co robić i nie wariowali z nudów. Dzięki Wizjerom mogli przenosić się umysłem do Sfery jakiej tylko się chciało. Wyglądały jak prawdziwe, można było poczuć rzeczy tam będące oraz innych ludzi. Zaś Umieralnia to świat zewnętrzny, świat wykluczonych, zmutowanych zwierząt, kanibali. Pełen niebezpieczeństwa i chorób. A co najgorsze występują w nim często burze eterowe, które niszczę uprawy, palą lasy, zabijają zwierzęta i ludzi. Wszystko przez nie ginie i ci co przeżyli te zjawisko i tak umierają z głodu. Technologia oraz dzika natura. W obydwóch światach są dobre i złe strony. Świat przedstawiony przez autorkę jest całkiem nową wizją, która mnie od pierwszej chwili zachwyciła. Te kontrasty między kopułą, a rzeczywistością zostały mocno nakreślone. Choć tak nierzeczywisty, dzięki szczegółowym opisom, dość łatwo było go sobie wyobrazić. To tylko urozmaicało śledzenie tej historii.
Veronica Rossi nie skupiła się tylko na samym stworzeniu świata, w którym rzecz cała się dzieje. Prócz fantastycznie przedstawionej wizji świata, nie zabrakło też innych ważnych elementów dodających powieści pozytywnych aspektów. I tak oto mamy fabułę, która nawet przez chwilę nie nudzi. W tej powieści cały czas coś się dzieje i to niemalże od samego początku. Akcja toczy się wartko, jedno wydarzenie goni drugie, a napływ informacji może oszołomić, co się jednak nie dzieje, bo mimo szybkiego biegu wydarzeń wszystko jest zrozumiałe. Oczywiście, że nie na wszystkie pytania otrzymałam odpowiedź, ale to jeszcze nie koniec i w końcu je uzyskam. Szczegółowe, ale nie przesadne opisy miejsc, wydarzeń i ludzi. Dialogi pełne zawartych w słowach emocji oraz tłumionych uczuć. Rewelacja, po prostu rewelacja.
Wspomnieć też muszę o postaciach występujących w tej powieści. Są świetnie stworzeni, naprawdę wykreowani z pomysłem. Pełni emocji i przemyśleń, wraz z każdą kolejną przeczytaną stroną obserwowałam ich poczynania. Poznawałam coraz lepiej i widziałam jak się zmieniają. Szczególnie Aria, która ze zrezygnowanej, słabej nastolatki zmieniała się w kogoś innego, kogoś kogo coraz bardziej darzyłam sympatiom. Od razu widać, że Rossi nie skupiła się tylko na głównych bohaterach, ale i tych pobocznych obdarzyła człowieczeństwem i nie pozostawiła ich jakby puste kukiełki. Fakt, że od razu wiadomo, kto jest złym, a kto dobrym charakterem nie przeszkadzał mi wcale, choć zdaje sobie sprawę, że komuś to może zgrzytać.
Obawy, że książka ta będzie kolejną przeciętną pozycją rozwiały się szybciej niż pojawiły. Jestem oczarowana debiutancką powieścią amerykańskiej autorki. Od razu wczułam się w czytany tekst i zapartym tchem śledziłam kolejne linijki. Wraz z bohaterami przeżywałam wszystkie wydarzenia, emocje im towarzyszące. Tak jak oni zadawałam pytania, na które nie zawsze otrzymałam odpowiedzi. Zauroczona niebezpieczną wizją świata, galopującą fabułą oraz kreacjami bohaterów nie zwracałam uwagi na umykający czas. Chciałam tylko jak najszybciej poznać zakończenie, które a pro po za szybko nadeszło. Z żalem rozstawałam się z Arią i Perrym oraz ich światami. Zakończenie mnie zaskoczyło i mam tylko nadzieje, że historia nie pójdzie torem, który podejrzewam. Bo wtedy bym się zawiodła, bardzo zawiodła.
„Przez burzę ognia” polecam wszystkim fanom fantastyki, science fiction oraz antyutopii. Bowiem ta powieść to taka mieszanka gatunkowa, która bardzo dobrze się prezentuje. Powieść napisana z polotem i pomysłem. Czyta się ją ekspresowo oraz z prawdziwą przyjemnością. Nie zawiodłam się na niej i już niecierpliwie wypatruje kontynuacji.
*str. 286