🎶,,Kate znała pewien sekret: istniały dwa rodzaje potworów. Te pierwsze polowały na ulicach, a drugie żyły w twojej głowie. Z pierwszymi można było walczyć, te drugie były znacznie groźniejsze. Zawsze o krok przed nią”🎶 ~ Victoria Schwab
Stoję przed lustrem, spoglądając w nie. Boli mnie głowa, myśli atakują naprędce. Wciąż widzę ten widok. Tę stronę, która rozwaliła mnie emocjonalnie. Ten moment. W wyobraźni już widzę siebie, trzymającą tę książkę jednocześnie ją niszcząc i uśmiechając się pod nosem, a w oczach znów zauważam ten odłamek w oku. Duży odłamek, który oznacza tylko jedno, spoglądam ponownie w lustro, a następnie atakuje mnie ciemność. Ciemność zmieszana z różnymi odcieniami szarości, a w głowie znów słyszę te głosy, szepczące wciąż mi do ucha, że największymi potworami na świecie są sami ludzie, a jednym z nich jestem ja. W końcu każdy z nas ma w sobie coś z potwora, który tylko czeka, aby wypuścić go na wolność.
Tym może i nieco mrocznym akcentem, zaczęłam pisać recenzję powieści Victorii Schwab, a mianowicie ostatniego tomu dylogii Świat Verity - ,,Mroczny Duet”, który zdecydowanie był lepszy od swojego poprzednika. Mroczniejszy, ciekawszy i z genialnym zakończeniem. Bo, czy każda historia musi mieć swój happy end? Chyba nie! Może jednakże zacznę od początku o tym, dlaczego po skończeniu tej książki miałam chęć ją zniszczyć i wypuścić swojego wewnętrznego potwora na wolność.
Mija sześć miesięcy odkąd ścieżki Kate i Augusta się skrzyżowały. Kate wyjechała do Dobrobytu i zajmuje się tam polowaniem na potwory, co wychodzi jej świetnie. A August w Prawdziwości zostaje przywódcą, którym nigdy nie chciał być. Wojna między ludźmi i potworami zaczęła się na dobre, a wynik starcia nie jest taki oczywisty, ponieważ do gry dołącza nowy potwór, który karmi się chaosem i wyciąga na powierzchnię najgorsze lęki swoich ofiar. Czy świat Verity ma jeszcze szansę na szczęśliwe zakończenie? A może to sami ludzie są największymi potworami?
Powieść zaczyna się powoli, ale wcale nie tak spokojnie. Od wydarzeń z końca pierwszego tomu mija już trochę czasu, lecz bohaterowie wciąż nie mogą zapomnieć o tym, co się wydarzyło. O tym całym koszmarze i tragedii. Już na początku muszę pochwalić kreację bohaterów, która jest świetna! Potrafiłam zrozumieć każdego z bohaterów, nawet jeśli któregośz nich nie polubiłam. Ich motywy i ambicje kierujące nimi były zrozumiałe, a także logiczne, przez co wszystko miało sens. Najbardziej polubiłam Kate i Augusta, chociaż czasami oboje mnie irytowali, a ich relacja jest wspaniale przedstawiona. Ogromnie się cieszę, że nie ma w tej dylogii wątku romantycznego, a jest pokazana piękna przyjaźń, która być może i mogłaby być czymś więcej, ale nie jest. I ta ich relacja została pokazana tak prawdziwie i wiarygodnie, że dobrze, iż autorka nie zdecydowała się na relację romantyczną między nimi. Uwielbiam w książkach dobrze opisanych antagonistów i tutaj tacy są, czyli Alice oraz Sloan, co najdziwniejsze nawet ich polubiłam. Mimo że wcale nie byli dobrymi postaciami. Ciekawa była też postać nowego Sunaju, czyli Soro. Czasami mnie irytowało, ale ostatecznie będę jeno wspominać dobrze.Czas przejść dalej…
Uwielbiam Urban fantasy, czytałam ich już dużo, ale pomimo tego, nadal potrafią mnie zaskakiwać i ponownie pozytywnie się zaskoczyłam. Autorka genialnie wykreowała świat przedstawiony, a dlaczego? Bo nie był przesłodzony lukrem i cukrem pudrem, a był mroczny i pełen wielu odcieni szarości. Od początku pokochałam ten mroczny klimat, a na dodatek mamy tutaj potwory, które zaczęły rodzić się z przemocy i to dobrze wykreowane kreatury, które mają swoje charakterystyczne cechy wyglądy czy sposobu zabijania, co jest ogromnym plusem. Powstała nawet piosenka widoczna na skrzydełku powieści o nich, przez co wszystko było łatwiej zapamiętać. Z potworów i tak najbardziej uwielbiam Sunaje, a reszta może uciekać, gdzie chce i więcej mi się nie pokazywać.
Wspominałam, iż wynik starcia nie jest taki oczywisty i nie był. W dodatku doszedł Pożeracz Chaosu, który sporo namieszał. Sprawiał, że ludzie zabijali się nawzajem bez powodu oraz karmił się chaosem, jaki wtedy powodował. Mrok spowijał kartki i byłam niemalże pewna, iż nie będzie szczęśliwego zakończenia, i w zasadzie to nie było. Było bardziej gorzkie niż słodkie, ale z nadzieją, co bardzo mi się podobało. Brakowało mi takich emocji w trakcie czytania, jakie miałam od połowy książki. Ta książka mnie, jak i samą autorkę prawie zabiła. Warto wiedzieć, że druga połowa to jedynie wisienka na torcie, a tortem pozostanie zakończenie, które jest najlepsze, jakie mogłoby być i bardzo emocjonalne. W dodatku Schwab zakończyła wszystkie wątki, więc zostajemy bez niedomówień, chociaż koniec w pewnym sensie jest, otwarty to wątpię, aby pisarka zdecydowała się na kontynuację, choć bardzo bym chciała dowiedzieć się, co dalej.
Reasumując ,,Mroczny Duet” Victorii Schwab to doskonałe dopięcie opowieści o Świecie Verity, która zachwyci niejednego czytelnika! Mroczny klimat, potwory i bardzo dobra kreacja bohaterów to najmocniejsza strona tej powieści, która nie tylko jest rozrywką, ale między słowami pokazuje też, iż to sami ludzie potrafią być potworami większymi nawet od samych potworów, jeśli tylko zechcą. W końcu gdyby nie ich przemoc nie powstałyby potwory, a gdyby nie powstały nic złego by się nie wydarzyło, a to pokazało mi, że w każdym z nas krąży potwór, który czeka jedynie na uwolnienie. Na pochwałę zasługuje również wydawnictwo Czwarta Strona za to, iż drugi tom nie zawiera już tak rażących mnie w oczy błędów w tekście, a raczej nawet pojawiały się rzadko. Po namyśle drugi tom postanawiam ocenić na 9,5/10🌸