Przemysław Piotrowski jest takim autorem, po którego książki mogę sięgać w ciemno – nie muszę czytać opisów czy blurbów innych, by wiedzieć, że z chęcią przeczytam jego kolejną powieść. Nie inaczej było z pozycją Prawo matki, która już samym tytułem obiecywała mi wiele. Czy mogę tę książkę zaliczyć do pozostałych świetnych utworów autora? Na to pytanie postaram się odpowiedzieć w tej recenzji.
Luta Karabina znana jest z tego, że nie pozwala wchodzić sobie na głowę. Niegdyś była najlepszą kobietą w siłach specjalnych, a obecnie pracuje na platformie wiertniczej w Norwegii. Samotnie wychowuje dwójkę dzieci i z przyjemnością spędza z nimi każdą wolną chwilę. W końcu nie od dziś wiadomo, że miłość matki nie ma sobie równych. Co w przypadku, gdy ukochana córka zostaje porwana przez nie wiadomo kogo i grozi jej śmiertelne niebezpieczeństwo? No cóż, Luta Karabina bez wątpienia zrobi WSZYSTKO, by odzyskać córkę z rąk porywaczy. Nawet jeśli będzie musiała cofnąć się do mrocznej przeszłości...
Przyznaję się bez bicia, że pierwsze strony książki nie do końca wzbudziły we mnie ekscytację, choć gdzieś z tyłu głowy miałam myśl, że to z pewnością będzie coś dobrego. Jak się okazało, wystarczyło cierpliwie poczekać i przebrnąć przez sam początek - później z każdą kolejną stroną coraz mocniej angażowałam się w tę historię, a porwana dziewczynka na długo utkwiła w moich myślach.
Główna bohaterka zdecydowanie zasługuje na uwagę i nawet nie chcąc skupiać się za bardzo na jej postaci – po prostu nie da się przejść obok niej obojętnie. Luta Karabina to kobieta, która nie daje sobie w kaszę dmuchać, jest pewna siebie i nie cofnie się przed niczym, by odzyskać córkę. Myślę, że jej postać w dość pokrętny sposób może stanowić odwzorowanie każdej matki, która znalazła się w obliczu zagrożenia bezpieczeństwa jej dziecka. Ponadto, uważam ją za postać bardzo dobrze wykreowaną, więc tutaj po raz kolejny oklaski dla autora za stworzoną postać.
Głównym wątkiem powieści, jak się można domyślać, jest ten dotyczący porywania dzieci oraz wykorzystywania ich później do... naprawdę strasznych rzeczy. Czytanie o tym nigdy nie jest łatwe i chyba tylko ktoś o naprawdę nieczułym sercu byłby w stanie przejść obok tego tematu obojętnie (nieważne, czy ktoś lubi dzieci, czy też nie). Poznawanie kolejnych kroków Luty w celu odzyskania córki było dla mnie na swój sposób fascynujące, ale przede wszystkim imponujące - co jest w stanie zrobić zdesperowana matka, by odnaleźć dziecko, do czego się posunie, by tego dokonać?
Przemysław Piotrowski po raz kolejny mnie nie zawiódł i udowodnił, że tworzone przez niego historie nie tylko wciągają bez reszty, ale i potrafią po prostu przerazić. Jestem pełna podziwu dla talentu autora i myślę, że nie jestem w tym wszystkim osamotniona. Z niecierpliwością czekam już na kolejną część o Lucie Karabinie i mam nadzieję, że nastanie to raczej prędzej niż później.
Jeśli poszukujecie bardzo dobrego i wciągającego thrillera, to koniecznie sięgnijcie po Prawo matki i przekonajcie się na własnej skórze, do czego zdolne są kobiety, by ocalić swoje dzieci.