Trudno zaklasyfikować książkę Cichego, czy to literatura piękna, czy zbiór osobistych impresji? W sumie niewiele się tam dzieje, ot wychodzi autor na spacer z psem i bardzo szczegółowo, z dużą uważnością opisuje wszystko to, co widzi dookoła. Na pozór wygląda to na wielkie nudziarstwo, ale nie, uważność autora, jego oko do najmniejszego szczegółu czynią tę lekturę w większości frapującą.
Nasuwa mi się refleksja, że uprawia Cichy poezję dnia codziennego, wędrując po warszawskiej Ochocie, rejestruje najdrobniejsze zmiany w otoczeniu: ulice, drzewa, krzewy, ptaki dookoła nie mają dla niego żadnych tajemnic. Dostajemy też kronikę zmieniającego się dookoła świata spisywaną dzień po dniu, od śniegu w zimie po czerwcowy wybuch lata.
Po lekturze książki i ja spróbowałem spacerować uważnie: szedłem nad rzeką i obserwowałem, jak się zmienia trawa, jak wyglądają drzewa, jakie ptaki się pojawiają, jaka jest konsystencja ziemi pod stopami, co słyszę, jakie zapachy są w powietrzu. To bardzo ciekawe doświadczenie, ale i ćwiczenie, bo takie uważne bycie z naturą wszystkimi zmysłami trzeba ćwiczyć.
Książka niesie też szersze, filozoficzne, przesłanie, powiedziałbym, że przedstawia Cichy program uważnego życia. Jego elementy? Po pierwsze bycie tu i teraz: „Też kiedyś jeździłem i latałem. Chciałem być wszędzie i zjeść oczami wszystko. A później zdałem sobie sprawę, że wszystko mam tutaj, koło siebie. I teraz ruszam się z domu bardzo niechętnie. Praktykuję starożytną sztukę siedzenia na miejscu, bo ona jest sztuką, tak jak sztuką jest podróżowanie. Sztuka siedzenia wymaga dojścia do ładu z pewną odmianą wewnętrznego niepokoju, który zrywa człowieka z miejsca. Który powoduje, że człowieka nosi. Sztuka siedzenia wymaga wyzbycia się iluzji, że życie jest gdzie indziej”. No cóż, ja jeszcze do takiej postawy nie dojrzałem, ciągnie mnie wciąż w różne miejsca...
Po drugie mocno podkreśla Cichy wagę bezpośredniego doświadczenia: „Mój świat jest moim doświadczeniem. Nie jest tym, co przeczytałem w książkach i gazetach ani co obejrzałem w internecie albo w telewizji.” I dalej radzi: „Przede wszystkim: jak najmniej polityki. Jak najmniej kibicowania, jak najmniej tego nacisku „za-czy-przeciw”. Jeżeli już, to najwyżej trochę sportu. Histeria ekranów. Telewizyjne bielmo zasłaniające oczy”. Bardzo mi to bliskie podejście, ale czy da się tak żyć?
Po trzecie pogodzenie się ze światem: „Życie w zgodzie ze światem wydaje mi się głębsze, bardziej drożne, spokojniejsze i pełniejsze szacunku dla istnienia. Życie w proteście jest podobne do pozostawania w skurczu. Sprzeciw wobec tego, na co nie ma się wpływu, nosi cechy samookaleczenia”.
Oczywiście mamy też intymny kontakt z naturą, uwielbienie dla niej prawie religijne: „Dostojeństwo drzew budzi cześć. Są i osobami, i miejscami. Chodzę do nich jak do znajomych, którzy zawsze są w domu. Pobieram od nich nauki. Bycia na miejscu. Ukorzenienia. I odnowy przez całe życie. Z ogromów świata większe od nich są tylko góry, chmury, rzeki, burze i morza”. Piękne to i bliskie mi...
Bardzo poruszająca, niezwykła książka, będę do niej wracać.