Ostatnio było mi nie po drodze z panią Sigurðardóttir, końcowych pozycji z cyklu Freyja i Huldar słuchało mi się ciężko, fatalnie to było napisane. Postanowiłem dać jednak islandzkiej pisarce następną szansę, zwłaszcza że recenzowana książka jest pierwszą w nowym cyklu 'Czarny lód'. Co ciekawe, występuje w niej Huldar jako szef grupy śledczej.
Rzecz zaczyna się od odkrycia makabrycznej zbrodni na odludnej islandzkiej farmie Hvarf, zabici zostali tam dorośli i dzieci. A mieszkało na farmie bardzo bogate małżeństwo, Ása i Reynir, którzy dorobili się w Ameryce i wrócili wraz z dziećmi do ojczyzny.
Narracja w książce prowadzona jest dwutorowo, mamy po pierwsze historię dziejącą się przed morderstwem opowiadaną przez Sóldís, opiekunkę do dzieci Ásy i Reynira. To dosyć intrygujący wątek, bo wokół farmy kręcą się dziwni ludzie, a na samej farmie giną przedmioty, pojawiają się dziwne napisy, itd., itp.; jakby ktoś tam buszował pod nieobecność gospodarzy.
Drugi wątek, toczący się po morderstwie, to samo śledztwo, w którym główną rolę gra para śledczych z Reykjaviku, Týr i Karólína; on wychował się w Szwecji, ale doskonale mówi po islandzku, ona natomiast jest czarnoskórą Islandką wnoszącą do grupy śledczej nieco świeżości.. Nasza para policjantów ciężko pracuje, usiłując odkryć sprawcę i motyw tak okropnej zbrodni głównie przepytując ludzi, którzy znali zamordowanych.
Do pewnego momentu wyglądało to wszystko bardzo ciekawie, ale dosyć szybko rzecz cała zaczęła się niemożliwie ciągnąć, jak długo można słuchać o znikających przedmiotach na odludnej farmie? W pewnym momencie dłużyzny audiobooka, zresztą dobrze interpretowanego przez Kamila Prubana, mnie pokonały. Dokończyłem zatem książkę czytając e-booka, ale lektura była trudna, bo ciągnęło się to jak flaki z olejem.
Osobiście złe kryminały dzielę na głupie i/lub nudne, ten nie jest głupi, ale przeraźliwie wręcz nudny. Może dlatego, że jego słabością jest brak jakiegokolwiek wątku społecznego czy obyczajowego, tradycyjnie silnego w kryminałach skandynawskich. Tutaj mamy tylko niekończący się horror dziejący się w czasie islandzkiej zimy. Na doczepkę dostajemy niezwiązany z morderstwem wątek tajemnicy dzieciństwa Týra, który był dzieckiem adoptowanym; po co ten wątek, naprawdę nie wiem? Może do wykorzystania w dalszych książkach z cyklu, ale beze mnie.
Po tym przykrym doświadczeniu daję sobie spokój z panią Sigurðardóttir, chociaż słyszałem, że seria z Thorą jest niezła.