"LEPSZE NIŻ RZECZYWISTOŚĆ"
Reverie to świat, który oddzielony jest od naturalnego środowiska szczelną kopułą. Jego mieszkańcy spędzają całe dnie w przeróżnych Sferach, które, jak głosi slogan są "LEPSZE NIŻ RZECZYWISTOŚĆ". Dostają się do nich za pomocą specjalnych Wizjerów - przezroczystych nakładek na oko, które są kierowane za pomocą mózgu i szybko przenoszą daną osobę do wybranej Sfery. W Reverie nie istnieje coś takiego jak śmierć albo ból, nikt nie może się zranić, bo twórcy tego świata usunęli to, co jest nam niepotrzebne. Przyjemność i ból zaczynają się mylić, a strach staje się ekscytujący. Mieszkańcy zamiast unikać stresu, szukają sytuacji, które go wywołują i upajają się nim.
Aria żyje sama w Reverie, ponieważ jej matka musiała wyjechać w celu badań do pobliskiej kapsuły Bliss. Jednak od kilku dni córka nie może nawiązać z nią kontaktu i zaczyna się martwić, że stało się coś bardzo złego. Postanawia zbliżyć się do Sorena, który jest synem konsula odpowiedzialnego za bezpieczeństwie w Reverie i wydobyć z niego jakieś informacje. Sytuacja niestety wymyka się trochę spod kontroli i Aria zostaje ukarana za przestępstwo, którego nie popełniła. Zostaje wyrzucona z Reverie i skazana na śmierć w Umieralni, czyli w świecie zewnętrznym.
Perry od zawsze mieszkał w plemieniu Fal i nigdy nie wyobrażał sobie innego życia, niż życie Dzikusa. Jego brat jest Wodzem Krwi w plemieniu, jednak chłopak nie uważa go za dobrego przywódcę. Peregrine od zawsze polegał na swoich nadprzyrodzonych instynktach i tylko dzięki nim przetrwał w tym pełnym brutalności, kanibalu i burz eterowych świecie. Dopiero, gdy staje się coś złego bardzo bliskiej mu osobie Perry postanawia przełamać się i opuścić plemię, żeby uratować członka rodziny.
"To nie Sfery, gdzie każda myśl skutkowała rezultatem. A mimo to miała przeczucie, że dała sobie większe szanse. Bo w życiu, a przynajmniej w jego nowej wersji, szanse były wszystkim, na co mogła liczyć. Były jak jej kamyki. Niedoskonałe i zaskakujące, ale mimo to lepsze niż coś pewnego. Szanse były życiem".
Kiedy przeczytałam opis książki od razu skojarzyła mi się Nowa Ziemia Julianny Baggott. Również konwencja życia w kopule, w idealnym świecie, znowu bohaterowie z różnych światów, którzy się spotykają. Po przeczytaniu mniej więcej połowy historii nasunęło mi się kolejne skojarzenie - tym razem z Legendą. Rebeliant Marie Lu. Dwójka bohaterów z różnych światów, którzy na początku się nienawidzą, a potem się w sobie zakochują, trochę oklepane, nieprawdaż? Cały czas zastanawiałam się, w którą stronę przechyli się szala na korzyść tej książki - Nowej Ziemi dałam 10/10, natomiast Legendzie 6/10. Muszę przyznać, że jak dla mnie jest to coś po środku, jednak bardziej schyla się w kierunku Legendy.
Książek, które nawiązują do postapokaliptycznego świata, nieważne czy jest on idealny, pozornie idealny czy okrutny, namnożyło się ostatnio bardzo dużo i właściwie nie da się z tego morza wyłowić interesujących książek, które wprowadziłyby coś nowego do znanego nam wątku. Prawie wszędzie sytuacje i zachowania bohaterów powielają się w mniejszy lub większy sposób, którego niejednokrotnie nie da się znieść. Miałam niemiłe przeczucie, że Przez burze ognia nie okażą się aż tak dobre jak myślałam, jednak muszę przyznać, że nie wypadają tak najgorzej na tle innych historii.
Wielkim plusem tej pozycji jest to, że bohaterów można polubić już na starcie. Nie są wyidealizowani i nie ukrywają swoich słabości, a w miarę upływu kartek zachodzą w nich diametralne zmiany, jednak nie dzieją się one natychmiastowo - czytelnik czyta o tym, jak długo musieli na to pracować. Arii i Perry'emu kibicowałam od samego początku i nie mogłam się doczekać kiedy uczucie pomiędzy nimi przemieni się w coś więcej, a kiedy to już się stało to czułam niedosyt... Na pierwsze miejsce teraz wyszła historia niespełnionej miłości Roara i Liv, o której mam zamiar dowiedzieć się trochę więcej.
Od początku znajomości nasi bohaterowie wyznaczyli sobie określone cele, jednak w miarę upływu czasu te postanowienia całkowicie się pozmieniały, z czego nie byłam ani trochę zadowolona. Czułam się tak, jakby autorka celowo zdusiła te pozornie ważne fragmenty, żeby miłość Arii i Perry'ego wiodła prym. To mnie trochę rozczarowało, tak jak i zakończenie... Właściwie zakończyło się w jednym z najciekawszych momentów i miałam tak trochę ochotę udusić autorkę.
W Przez burze ognia akcja narasta stopniowo. Tfu! Co ja właściwie mówię? Już w bodajże drugim rozdziale zaczynają się dziać naprawdę dziwne rzeczy, przez które czytelnik nie może oderwać się od lektury. A potem jest tylko lepiej. Wbrew pozorom wcale nie nudziłam się w trakcie wędrówki Arii i Perry'ego, co w innych książkach naprawdę mnie męczyło. Mimo tego, że przez kilkanaście dobrych rozdziałów nasi bohaterowie cały czas chodzili to autorka opisała to w naprawdę ciekawy sposób i nawet przy tych, na pozór nudnych, momentach można było się dobrze bawić. To zdecydowanie wpływa na plus dla tej historii, jednak, tak jak wspomniałam, zakończenie pozostawia wiele do życzenia. Autorka urwała wątek w takim momencie, że czekam na naprawdę świetne przygody w następnej części i jestem przekonana, że je otrzymam.
Czy warto sięgnąć po tę książkę? Oczywiście, że tak. Szczególnie jeśli lubujecie się w takich dystopijno-antyutopijno-postapokaliptycznych klimatach. Jestem pewna, że spędzicie mile czas przy tej lekturze, która może zaskoczyć Was swoją treścią. A nawet jeśli nie jesteście do niej przekonani to naprawdę warto spróbować i sięgnąć po taką historię. Może nie ma tu jakiejś bezbrzeżnie głębokiej treści, ale można z nią spędzić kilka przyjemnych wieczorów. Ja ze swojej strony mogę Wam ją tylko polecić i zapewnić, że będziecie się dobrze bawić.
" - Ale gdzie tu równowaga. Perry prawie nic nie mówi, ale i tak wie, co czują inni. To nie fair.
- Właśnie dlatego tyle milczy. Nie ufa słowom. Wiele razy mówił mi, jak często ludzie kłamią. Po co słuchać nieszczerych słów, kiedy wystarczy mu jeden oddech, by dotrzeć do prawdy?
- Bo ludzie to więcej niż emocje. Mają myśli i powody, by dostępować tak, jak postępują".