Pierwszy tom cyklu "Rak" wywołał sporo kontrowersji. Ciężki temat, a do tego świadomość, że to wszystko wydarzyło się naprawdę uderzała do głowy. Kiedy więc zostało ogłoszone, że zostanie wydana druga część wiedziałam, że będę musiała ją przeczytać.
Już wtedy wspominałam o tym, jak z resztą przy każdej takiej sytuacji, że duetom pisarskim nie ufam. Ot, uważam, że każde musi pójść na jakiś kompromis, nie będzie w całości sobą. I mam wrażenie, że w tym przypadku jest tak samo. Zarówno w pierwszej części jak i tutaj, jedno z nich jest jakby w cieniu...
Pierwszy tom to była opowieść o oszuście z Tindera i tutaj mamy ścisłą kontynuację, więc szczerze polecam czytać w odpowiedniej kolejności. Już wtedy czytelnicy, łącznie ze mną, zastanawiali się jak można nie wyczuć zagrożenia, dać się zmanipulować, ściągnąć na dno... więc jaki temat tym razem poruszyli autorzy?
Czyżby zwyrodnialec mógł być bezkarny? Iwo, główny bohater mimo tego, że jest ścigany, że policja depcze mu po piętach żyje jak król. Sam sobie to życie właściwie układa i zawsze jest o krok przed wymiarem sprawiedliwości. I niestety, ale nadal niszczy swoim ofiarom życie, okropnie je traktuje. Czy to naprawdę może być tak, że nic mu nie można zrobić? A policja, która obarcza winą kobiety... brak słów.
W tej części jest jeszcze brutalniej, czuć jeszcze większy niepokój podczas czytania i taką chęć, żeby za wszelką cenę nie pozwolić aby przydarzyło się coś takiego bliskim lub sobie. Tym razem także zagłębiamy się w historię Iwo, jego rodziny i gdzieś tam nieco jest to próba tłumaczenia go według mnie.
A z drugiej strony patrzymy na przysłowiowego batmana, bohatera, który siebie widzi w samych superlatywach. Inteligentny, przystojny, broń Boże nie sięgający po przemoc, wręcz idealny? Jak już w pierwszej części można było odczuć tę wręcz narcystyczną i wyidealizowaną postać jako kogoś "lepszego" od stalkera, tak teraz już nieco to przekracza pewne granice. I to w zasadzie jest jedyny minus powieści, bo tej postaci po prostu już nie da się lubić, jest nieobiektywna, a to wszystko, według mnie, spowodowane właśnie tym, że to jeden z autorów opisuje siebie.
Mimo to, wszystko to toczy się na naszych oczach, to się nie skończyło i kto wie czy kiedykolwiek się skończy. A ile takich spraw pozostaje na zawsze w cieniu i nie jest przekazywane społeczeństwu chociażby jako ostrzeżenie?
Jak już wspominałam na początku, dwóch autorów to zawsze kompromis, ale też każde wkłada coś wyjątkowego od siebie. Nadia Szagdaj zdecydowanie pokazała swój pazur i napięcie jakie potrafi budować od początku swojej pisarskiej kariery. Nie da się od tej książki oderwać, po prostu.
Podsumowując, powieść obowiązkowa dla każdego. Jako ostrzeżenie, jako ciekawostka lub po prostu jako porządny thriller. Z przymrużeniem oka należy patrzeć na bohaterów podkoloryzowanych na potrzeby treści, ale jednak mieć z tyłu głowy, że Iwo to paskudny zwyrodnialec i za takiego właśnie powinien być uważany i tak postrzegany. Bo wyobraźcie sobie, ze to wszystko jest na faktach...
Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem Lingua Mortis.