Sadie i Carter są rodzeństwem. Po śmierci matki zostali rozłączeni. Chłopak podróżuje z ojcem, który jest archeologiem, a jego siostra mieszka z dziadkami w Londynie. Pewnego wieczoru dr Kane zabiera ich do Muzeum Brytyjskiego na tajemniczą misję, która teoretycznie miała połączyć ich rodzinę. Niestety zamiast tego uwalnia egipskiego boga Seta, który chce zniszczyć Kaneów. Od tej chwili dzieci muszą zmierzyć się nie tylko z niebezpieczeństwem czekającym za rogiem, ale i z prawdą, o której nie śnili w najgorszych snach.
Ach… mitologia egipska. Jak ja ją uwielbiam, tak samo jak cały starożytny Egipt i jego kulturę i wszystko, co z nim związane. Zaczęłam się nią interesować w wieku 9-10 lat, kiedy mama zaczęła kupować mi gazety, w których znajdowały się popiersia egipskich bogów i ich opisy. Do dziś moja miłość do nich przetrwała i cieszyłam się, że nareszcie mogę przeczytać książkę właśnie o niej, zwłaszcza, że została napisana, przez Ricka Riordana.
Autor stworzył oryginalny i pasjonujący świat, w którym wszystko jest możliwe. Za rogiem czyhać niebezpieczeństwo, a każdy człowiek może okazać się twoim wrogiem. Napięcie jest kluczową rzeczą buduje efekt, który dodaje napięcia do całej fabuły. Pan Riordan stworzył kolejną dobrą powieść, niestety nic poza tym, ale o tym później. Język autora jest jak można się spodziewać prosty i zrozumiały. Bardzo podobało mi się dodanie hieroglifów i ich znaczenia, na pewno nie było wszystkich tylko parę. Mitologia egipska fantastycznie została wpleciona w fabuła i doskonale się z nią komponowała. Już po okładce można się spodziewać, że mamy do czynienia z czymś wyjątkowym i pasjonującym.
Niestety nie wszystko było takie jak się spodziewałam. Pierwszą rzeczą, jaka rzuciła mi się w oczy były nazwy rozdziałów. W „Złodzieju pioruna” zostały doskonale wkomponowane, a tutaj miałam wrażenie jakby zostały wymyślone przez zupełnie inną osobę. Często zdradzały mi, co stanie się w danym rozdziale, co zupełnie odbierało mi radość z dalszego poznawania treści. Zdarzało mi się z frustracją zamykać książkę, gdyż nie mogłam tego wytrzymać. W końcu przestałam czytać te nazwy i problem sam się rozwiązał.
Jak dla mnie akcja toczyła się za wolno, zdarzenia były zdecydowanie za bardzo przeciągane i pod koniec książki nie miałam ochoty dalej zapoznawać się z treścią, bo najzwyczajniej w świecie mnie nudziła. Nie mogłam doczekać się jej zakończenia, a gdy do niego doszło dosłownie się popłakałam i nie łudźcie się, że to z radości, o nie! Tak mnie zirytowało, że pogniewałam się na pana Riordana. Nie ujdzie mu to płazem, zwłaszcza, że na półce czeka na mnie jego kolejna książka. Wydarzeń też było moim zdaniem za dużo, co przyczyniło się do tak wolnej akcji.
Bohaterowie są dużym plusem. Są doskonale wykreowani, każdy ma inny charakter i nie sposób znaleźć dwóch takich samych osób. Najbardziej spodobała mi się kocia bogini Bastet i Sadie. Ta pierwsza, była niesamowicie waleczna i silna. Cały czas zaskakiwała mnie czymś nowym i nie sposób było odgadnąć, co zrobi w danej sytuacji. A druga zachowywała się bardzo dojrzale jak na dwunastolatkę. Często zapominałam, że ma dopiero tyle lat, miałam wrażenie, że o wiele więcej. Bardzo podobała mi się narracja z jej punktu widzenia. Nie mówię, że Carter był beznadziejny, tylko nie spełnił moich oczekiwań. Sadie bardziej przypadła mi do gustu.
Książka pomimo swoich paru wad jest dobra, ale nie taka, jakiej się spodziewałam. Z przyjemnością sięgnę po kolejny tom z dalszymi przygodami rodzeństwa, choć pana Riordan zdenerwował mnie. Powieść polecam wszystkim osobom niezależnie czy miałeś do czynienia z tym autorem, czy nie. Na pewno Cię zaskoczy i od pierwszych stron polubisz jego styl pisania.