Rysiek Riedel we wspomnieniach recenzja

Rysiek Riedel

Autor: @EwaK. ·3 minuty
2022-05-20
Skomentuj
2 Polubienia
Uwaga, uwaga. Nie oceniam artysty, ani jego muzyki, tylko książkę o nim. Choć musiałam się bardzo starać, by te sprawy rozgraniczyć. Rysiek i jego muzyka dostaliby z miejsca 10 punktów.

Trzeba czytać blurby, a nie potem jęczeć, że książka nie trafiła w oczekiwania. To faktycznie, jak piszą, nie jest książka o muzyce, nagranych płytach, zaśpiewanych koncertach. Powiem więcej, to nie jest również wspomnienie o Ryśku Riedelu, tylko Rysiek Riedel we wspomnieniach - chaotycznych, nieuporządkowanych, każdy pisze co mu się tam w głowie roi i co po 25 latach pamięta, co dla niego było istotne. A ponieważ autor prawdopodobnie puścił wspomnienia na żywioł - niech każdy pisze co chce, największą jej wadą jest powtarzalność. Ile razy można przyswajać informacje, że facet był nietuzinkowy, wyjątkowy, barwny, ćpał, kochał żonę, dzieci, muzykę, swoją publiczność i dziesiątki innych oczywistych oczywistości. O tym każdy, kto go znał ma ambicję się rozpisać lub choćby przelotnie wspomnieć. Gdyby te w kółko powtarzane oczywistości wyciągnąć przed nawias, jako część wspólną - cegła o Ryśku Riedlu nie byłaby tak nudna, zostałyby oryginalne, indywidualne wspomnienia.
Ale pomijam już tę powtarzalność. W książce snują wspomnienia dwie grupy ludzi: ci, którzy Ryśka znali oraz tacy, którzy się o niego otarli.

Grupa pierwsza. Wypowiedzi tych pierwszych, którzy mają coś wnoszącego do tematu, czyta się dobrze. To rodzina, koledzy muzycy z zespołu lub wspólnie muzykujący, faktyczni przyjaciele z dzieciństwa i młodości. I to jest mniej więcej połowa objętości książki. I wystarczyłoby!
To wspomnienia, które pokazują Ryśka jako ojca, męża, przyjaciela, kumpla, sąsiada, wybitnego muzyka - odczarowują jego obraz. Człowieka z nieukończoną nawet podstawówką, ale erudyty, muzycznego samouka, ale genialnego muzyka wykluczonego prze zespół, który współtworzył, a potem to on go wyciągnął na piedestał. Narkomana, który walczył i chciał żyć normalnie, nie żadnego „brudnego niedomytka”, lecz gościa, który lubił się stroić i dobrze wyglądać. Pokazują jego inną twarz, również jako muzyka oraz jak się z nim żyło jego najbliższym. A często łatwo nie było. I rodzinie, i zespołowi, i przyjaciołom. Tę część czytałam z dużym zaciekawieniem i przyjemnością, inaczej postrzegam teraz Ryśka, jego twórczość, teksty piosenek.

Druga grupa. Brnęłam natomiast męcząc się straszliwie przez wspomnienia pozostałych osób, których kontakty z Riedlem były epizodyczne, ale miały ambicję opisać okoliczności, w jakich otarli się o Mistrza. Bardzo charakterystyczne wspomnienie: Riedel to był kolega koleżanki mojej siostry, kiedyś ta koleżanka przyprowadziła go do nas do domu, mama poczęstowała go pomidorową, jadł w moim pokoju. Potem widziałem go w sumie 3 razy na koncercie. Po jednym z nich podszedłem i zapytałem, czy tę pomidorową i mnie pamięta. Nie pamiętał. Rozumiem, że to dla autora ważne wspomnienie, ale dla mnie nic nie wnosi. Albo: po koncercie dostałem od niego identyfikator (kto inny autograf, stare organki itp), miałem fajną pamiątkę, szkoda, że się gdzieś zawieruszyła. Jeszcze inne wspomnienie: siedziałem z dziewczyną w kawiarni, wszedł Rysiek. Hurra! I o tym pół strony. Często rozmówcy piszą : widziałem go kilka razy na koncercie, a potem jak lubili jego muzykę i co zrobili jak się dowiedzieli, że umarł. Albo: nie łączyła nas zażyłość, zapowiadałem jego koncerty. A to? Obiecałem załatwić mu płytę - nie załatwiłem, zaopiekować się synem - nie zaopiekowałem, kupić w Stanach ciuch - nie kupiłem.
I tak przez pół książki. Czyli - On był wielki i wyjątkowy, a ja się pochwalę, że nasze drogi się gdzieś skrzyżowały, co doskonale pamiętam. W tej części książki Rysiek wcale nie jest na pierwszym planie. Myślę, że też potrafiłabym napisać takie wspomnienie, ostatecznie mieszkałam przez dwa lata w Tychach, a teraz mieszkam w Chorzowie w pobliżu jego dawnego mieszkania oraz szpitali, w których się urodził i odszedł.

Jak tu ocenić książkę? Może tak. Za wspomnienia osób, które miały coś do powiedzenia 5/5. Za wspomnienia tych, którzy mieli szczęście się otrzeć 1/5. Łącznie 6/10. Minus 1 punkt za literówki i niechlujną redakcję niektórych tekstów. Ale dodatkowy punkt za okładkę i zakładkę ze sprytnie ukrytym hasłem „w życiu piękne są tylko chwile”.
Książki ani nie odradzam, ani nie polecam. Po drugą część nie sięgnę. Nie ma mowy.

Moja ocena:

Data przeczytania: 2020-11-20
× 2 Polub, jeżeli recenzja Ci się spodobała!

Gdzie kupić

Księgarnie internetowe
Sprawdzam dostępność...
Ogłoszenia
Dodaj ogłoszenie
2 osoby szukają tej książki
Rysiek Riedel we wspomnieniach
Rysiek Riedel we wspomnieniach
Marcin Sitko
6/10
Cykl: Rysiek Riedel, tom 1

"To nie jest książka o muzyce. To nie jest też książka o nałogach, nagranych płytach czy zaśpiewanych koncertach. To książka o CZŁOWIEKU. I o PRZYJAŹNI. O niezwykłym CZŁOWIEKU i niezwykłych PRZYJAŹNI...

Komentarze
Rysiek Riedel we wspomnieniach
Rysiek Riedel we wspomnieniach
Marcin Sitko
6/10
Cykl: Rysiek Riedel, tom 1
"To nie jest książka o muzyce. To nie jest też książka o nałogach, nagranych płytach czy zaśpiewanych koncertach. To książka o CZŁOWIEKU. I o PRZYJAŹNI. O niezwykłym CZŁOWIEKU i niezwykłych PRZYJAŹNI...

Gdzie kupić

Księgarnie internetowe
Sprawdzam dostępność...
Ogłoszenia
Dodaj ogłoszenie
2 osoby szukają tej książki

Pozostałe recenzje @EwaK.

Ostatnia miłość Edith Piaf
Non, je ne regrette rien

Jeśli ktoś poszukuje biografii Edith Piaf lub ma to być jego pierwsza książka o artystce, to „Ostatnia miłość…” nie jest dobrym wyborem. A jak ktoś już coś o niej wie, t...

Recenzja książki Ostatnia miłość Edith Piaf
Tajlandia. Pojechałam po miłość
Książka taka sobie, inspiracja wybitna.

Z mojego punktu widzenia sprawa ma się tak. Na pewno nie jest to arcydzieło, co najwyżej książka dobra, ale autorka mnie zainspirowała do działania, a to najwyższa pochw...

Recenzja książki Tajlandia. Pojechałam po miłość

Nowe recenzje

Kolacja z Tiffanym
Kolacja z Tiffanym.
@Malwi:

Książka "Kolacja z Tiffanym" autorstwa Agnieszki Lingas-Łoniewskiej to propozycja dla miłośników lekkich, zabawnych i n...

Recenzja książki Kolacja z Tiffanym
Jeleni sztylet
Jeleni sztylet
@snieznooka:

Mawia się, że nie powinno się oceniać książki po okładce, ale kiedy widzi się takie wydania, jak „Jeleni sztylet” autor...

Recenzja książki Jeleni sztylet
Nuvole bianche. Białe chmury
Białe chmury
@snieznooka:

„Nuvole Bianche. Białe Chmury” to moje pierwsze spotkanie z twórczością Adrianny Ratajczak, niezbyt często sięgam po ks...

Recenzja książki Nuvole bianche. Białe chmury
© 2007 - 2024 nakanapie.pl