Druga część cyklu u mnie wypada jako ostatnia z dostępnych na naszym rynku, co nie zaburza szczególnie odbioru, gdyż każdy tom to nowe zdarzenie i śledztwo, a jedynie komisarz Robert Marthaler przedstawiony zostaje na różnym etapie swego życia. Jeśli chodzi o prywatne relacje śledczego, to fabuła jest stonowana głownie przez fakt, że trudno mu nawiązać kontakt z Teresą po jej przyjeździe do Frankfurtu. Co jednak nie oznacza, że będzie czekał z założonymi rękami i przy nadarzającej okazji udaje mu się nawet znokautować pewnego mężczyznę.
Jan Seghers, mimo iż jest Niemcem, pisze kryminały z zacięciem iście skandynawskim. Spoósb opisywania miejsc, charakterystyka przestępstw również prowadzenie śledztwa jest bliskie temu, co dostajemy u popularnych pisarzy norweskich czy szwedzkich. Autor dobrze oddaje klimat Północy i tempo w jakim rozgrywa się akcja powieści. Jest nieco mrocznie, jakby za moment z uliczki miał wyskoczyć drapieżnik. Podobnie sylwetka głównej postaci, gdzie komisarz Marthaler mógłby stać się bohaterem kryminałów Hjortha, Rosenfeldta, Nessera, Mankella czy Horsta:
"Marthaler skinął głową, ale myślami był już gdzie indziej. Nie słyszał ostatnich słów szefa techników. Ta spawa z minuty na minutę coraz bardziej go absorbowała. Już teraz miał wrażenie, że jest w stanie oblężenia, że nie dociera do niego prawie nic, co nie miałoby związku z morderstwem. Wszystkie myśli, wszystkie uczucia były nakierowane na to, co wydarzyło się w tym domu minionej nocy. Zawsze tak było, gdy dostawali nową sprawę. Robert Marthaler jako osoba prywatna przestawał istnieć. Zostawał tylko śledczy, którego postrzeganie było nastawione wyłącznie na znalezienie sprawcy." (s.36)
W "Pannie młodej w śniegu" brutalne zabójstwo młodej kobiety na jej posesji rozpoczyna grę upozowanych ofiar i ich kata. Oprawcy nie zależy tylko na pozbawieniu życia, ale odgrywaniu wyrafinowanych scen. Czy sprawca posługujący się swoimi rytuałami jest tak dobry w zacieraniu śladów, czy to prowadzący śledztwo bagatelizują pewne szczegóły, pomijają ważne wątki i wciąż są tak daleko w tyle? I to podejście organów ścigania, gdy nie można poskładać całości z dostępnych fragmentów, gdy wymyka się istota naszym spostrzeżeniom zostaje reguła: należy poczekać do następnego morderstwa. Być może będzie więcej śladów, informacji, jacyś świadkowie i bum! Mamy go!
Tutaj też w pewnym momencie, dość niefortunnym momencie dla komisarza Marthalera jak i sprawy, akcja wyhamowuje. Odczuwamy spadek adrenaliny aż do pojawienia się kolejnej ofiary. [Hurraa!] Możemy w końcu oczekiwać przełomu w sprawie. Więcej danych i profil sprawcy skrystalizował się. Policja znała już środowisko i wzór według którego postępował sprawca. A może znali samego mordercę?
Poprzednie tomy czytałam kilka lat temu, ale wydaje się, że całość utrzymuje się na tym samy zadowalającym poziomie. Umiarkowanie psychologiczny kryminał bez szybującej akcji. Ciekawe jest kluczenie ścieżkami Roberta Marthalera, który nie należy do nieomylnych, zna swoje słabe strony, popełnia błędy, do których najtrudniej przyznać się mu przed bliską osobą. Może wydawać się pospolity, momentami wykreowany na czyjeś podobieństwo, ale gdy czyta się multum kryminałów łatwo dostrzec podobne cechy głównych bohaterów.
Szkoda, że nie ma innych książek, będących poza cyklem, by móc zweryfikować pisarstwo Seghersa. Zauważyłam, iż pisarze czasem odbiegają w budowaniu postaci oraz przedstawianiu zdarzeń, gdy tworzą w oparciu o nowego głównego bohatera.
Gdy mocno zatęsknię wrócę do cyklu i przeczytam od nowa.
* Wyzwanie naKanapie'2024 - 18. Książka, która na raz spełnia dwa tematy zeszłorocznego wyzwania [pkt 6 i 9].