Will Ferguson miał zaprezentować jak przejechać autostopem przez Japonię śladem kwitnących wiśni, czyli z południa na północ kraju. Tylko dlaczego tak mało miejsca poświecił temu motywowi? O kwiatach wiśni, przeczytamy raptem parę zdań, więc trudno uwierzyć, iż znajdujemy się na szlaku wyznaczonym bujnym kwieciem tych roślin. To takie moje pierwsze "ale". Za to dopada nas bogactwo osobowości rozmówców, którzy podwozili autora. Te momenty nieźle ilustrują motywacje i stosunek do życia Japończyków, z kolei to, jak widzą obcokrajowców jest mocno przefiltrowane przez spojrzenie Fergusona i jego dość irytujący momentami, stosunek do opisywanej nacji. I tu będzie drugie "ale", gdyż obserwacja podróżującego jest ograniczona do tego stopnia, że wysuwa stereotypowe hipotezy. Zamiast być, doświadczać, poznawać i próbować zrozumieć, woli wszystko dostosowywać do dobrze znanego linearnego obrazu typowego dla większości mieszkańców Japonii.
Bardzo nie lubię w tego typu książkach pozy autorów, bądź ich całkowitego przekonania, iż tylko naród, którego są częścią, jest godny najwyższych honorów, a reszta winna z nich brać przykład. Nie rozumiem, po co tacy ludzie w ogóle opuszczają swój świat. Być może wydaje im się, że roztoczą na innych tę "wyjątkowość" i ci inni staną się choć w połowie "lepiej rozwinięci". Tylko to, że Japonia przez kilkaset lat szogunatu była zupełnie zamknięta przed resztą świata bynajmniej nie znaczy, że dziś czegoś brakuje w ich kulturze czy stosunku do odbierania rzeczywistości w skali światowej. Całe szczęście, że są narody na tej ziemi, które oparły się w pewnym stopniu zachłyśnięcia i przejęcia amerykanizmów. A dziś wcale się nie odcinają od reszty świata, ale znają własną wartość wraz z minusami, jakie w znacznym stopniu obciążają ich życie. I mają prawo, jak wszyscy inni, zachowywać własną suwerenność kulturowo-obyczajową. Natomiast Ferguson wyśmiewając Japończyków ośmiesza przede wszystkim siebie, nie zdając sobie nawet sprawy z własnej ignorancji. Ma za złe, że tam oceniają go na podstawie stereotypowych przekazów na temat Amerykanów, a sam nie robi nic innego, jak na przykładzie jednego Japończyka typuje obraz całego społeczeństwa. A to stwarza bardzo płytki i nierzetelny obraz poznawanego kraju. Jakiegokolwiek kraju.
Szkoda, że przez megalomanię autora, książka która miała prawo urosnąć nawet do miana świetnej, jest czymś tak przeciętnym, a momentami zaledwie żenującym obrazem nie tyle odwiedzanego kraju, ale samego podróżującego. Dla kogoś, kto już sporo wie o obyczajowości i historii Japonii "W drodze na Hokkaido" nie będzie stanowić poszerzenia tej znajomości, nie będzie też - niestety - przyjemną podróżą po znanym horyzoncie.
Dla tych, którzy zdobędą się na odwagę kroczenia ścieżkami Fergusona pojawią się wątki godne uwagi, które jednak koniecznie powinni uzupełnić bardziej obiektywną literaturą faktu lub jakakolwiek lekturą z zakresu obyczajowości i kultury (nawet powieści dadzą więcej prawdziwych wskazówek). Autor w niektórych sprawach mija się z prawdą, bądź jak kto woli, nie opisuje rzetelnie jakiegoś zjawiska, bo zwyczajnie nie przyjrzał się temu z uwagą. Stąd już tylko krok do nieścisłości. Zresztą próżno szukać tu jakiejkolwiek analizy zachowań czy też zrozumienia dla odmiennie pojmowanego działania. Autor stosuje własne uproszczenia, nie bacząc na konsekwencje. Człowiek, który pretendował do miana kogoś o otwartych horyzontach okazał się zaściankowym obserwatorem.