Tym razem autorka Krwawej Luny i Gierka przywołuje historie kobiet ze ''świecznika'' czasów słusznie minionych. Dzieje ośmiu kobiet, m.in.: charyzmatycznej i silnej osobowości, jaką była Nina Andrycz, Stanisławy Gierek, Ireny Dziedzic czy Wandy Wiłkomirskiej. Przyznać trzeba, że tytuł publikacji dość chwytliwy. Pojawia się również nudna i bezbarwna Zofia Gomułka oraz fenomen okulistyki, prof. Ariadna Gierek; życiorysy wszystkich pań są bardzo złożone. Przeważnie były wykształcone, obyte, znały języki obce. Atrakcyjne i dobrze ubrane w siermiężnych czasach powszechnej szarości. W sklepach pustki, drastyczne podwyżki.
Na początku Irena Kienzler kilka zdań poświęca mężom swoich bohaterek, dostrzegając jednak ich dyskretny wpływ na niektóre decyzje. Takie wprowadzenie ma swoje uzasadnienie, pozwala lepiej zrozumieć tamtą epokę. Siłą rzeczy w treść musiały zostać wplecione elementy polityki; sporo informacji o rządach ''pierwszych": Gomułki i Gierka.
O kim mówiono, że miała być córką Leonida Breżniewa? Która małżonka komunistycznego dygnitarza pasjonowała się ezoteryką? Z czego słynęła Stanisława Gierek? Która ceniona skrzypaczka wyszła za premiera PRL-u? I wreszcie, kim była TW ''Marlena"? Jak daleko sięgały wpływy ''czerwonych" księżniczek? I czy to prawda, że ''Stasia" namawiała męża do podjęcia dialogu ze strajkującymi?
Synową Edwarda Gierka trzeba widzieć w szerszym kontekście, niż przez pryzmat kłopotów osobistych, postać wybitna. Odważna, pracowita i utalentowana osobistość, którą cenił i poważał słynny teść, nawet gdy była już po rozwodzie z jego synem.
Zofia Gomułkowa wyszła za ''Wiesława" dopiero w 1951 roku, ponieważ w międzywojniu nie istniały małżeństwa cywilne. To komuniści wprowadzili taką możliwość dekretem z 1 stycznia 1946 roku, w celu osłabienia pozycji Kościoła katolickiego. Tym samym związki zawarte przed obliczem urzędnika, stały się obowiązkowe w całym kraju; nie uznawano ślubów kościelnych.
Owe damy cieszyły się zainteresowaniem społeczeństwa, ale nie tak jak rozumiemy to obecnie. Nie istniały media społecznościowe, hejt i prasa bulwarowa. Nie występowały publicznie zbyt często, jednak budziły ciekawość z oczywistych względów. Kształtowały gusta i upodobania. Nina Andrycz była znana wcześniej, jako aktorka szybko zyskała mir. Doskonałą ilustracją niech będzie scena, którą przywołuje pisarka: Kiedy na dużej scenie Mariusz Dmochowski ryknął na mnie <<Ty suko>>, do teatru napłynęły listy z protestami <<nie suka, tylko dama i królowa. Mamy dość chamstwa na ulicy, wypraszamy sobie podobne rzeczy na scenie. Uszanowano wolę publiczności. Żona Józefa Cyrankiewicza stworzyła wiele kreacji, np. Balladyny, Lady Makbet, Elżbiety I Tudor, Katarzyny Wielkiej.
Czerwone księżniczki PRL-u to raczej szkic niż wyczerpujące źródło wiedzy, ale zamysł ukazania nam ówczesnych celebrytek jest całkiem udany. Szkoda jednak, że Iwona Kienzler nie poszerza poszczególnych wątków, pozostawiając je na uboczu.