Lydia Hoffmann przeżyła w swoim trzydziestoletnim życiu za dużo. Dwa razy walczyła z rakiem, pierwszą chemioterapię przechodziła jako nastolatka. Jednak ból młodej dziewczynki po stracie włosów i strach o własne życie nie dotknęły jej tak bardzo jak śmierć ukochanego ojca, który był dla niej w czasie choroby największą podporą. Na domiar złego Lydia jest poróżniona ze swoją jedyną siostrą, a matka nie radzi sobie ze stratą męża. Lydia ma jednak jedno marzenie do spełnienia - i spełnia je, chcąc wreszcie żyć. Otwiera sklepik z włóczką na remontowanej Blossom Street, wierząc, że jej się uda. Promocją dla sklepu i metodą zdobycia dodatkowych funduszy jest kurs robienia na drutach. Projekt pierwszy: dziecięcy kocyk.
Jacqueline Donovan zapisuje się na kurs by wydziergać prezent dla nienarodzonej wnuczki, mimo, że jej zaborcza matczyna natura nie jest w stanie zaakceptować w rodzinie nowej synowej.
Carol Girard wierzy, że kocyk jest znakiem - ostatnia próba zapłodnienia in vitro na pewno się powiedzie.
Alix Townsend widzi w kursie szansę na przyjemniejsze odpracowywanie godzin społecznych zasądzonych jej przez sąd.
Wszystkie cztery kobiety są od siebie zupełnie różne, ich historie również, ale kurs robienia na drutach wniesie w ich życie coś, czego się nie spodziewają.
Obok książki Debbie Macomber "Sklep na Blossom Street" nie sposób przejść obojętnie chociażby ze względu na piękną okładkę utrzymaną w pastelowych barwach. Sama powieść jest utrzymana w konwencji typowo obyczajowej, dotykających różnych kobiecych problemów - utrata bliskich i nieporozumienia rodzinne, relacje matki z synową, próba zajścia w ciążę czy odbijające się na teraźniejszości ciężkie dzieciństwo. Cztery kobiety - cztery historie.
Rozdziały podzielone są według bohaterek - na zmianę śledzimy losy każdej z nich z osobna, a także razem, gdy spotykają się na kursie. Tylko część poświęcona Lydii Hoffman jest prowadzona przez nią samą, narratora pierwszoosobowego. Według mnie jest to ciekawa i porządkująca koncepcja zbudowania opowieści.
Jeśli chodzi o bohaterki - każda jest inna, ma inne zdanie i przemyślenia. Niektóre z nich można polubić od razu, inne dopiero stopniowo. Wywoływanie emocji, sympatii i antypatii w czytelniku to także dobra cecha książki. Pojawiają się także wątki miłosne.
Całościowo patrząc cała historia jest bardzo spokojna - mimo trudnych problemów, które porusza - utrzymana w ciepłym klimacie. Zdecydowanie jest to pozycja, która umili wieczór i pozwoli odpocząć od cięższej, bardziej wymagającej literatury. Minusem, który mogę "Sklepowi" zarzucić to akcja, która u jednych bohaterek rozwija się bardzo powoli, u innych szybko. Na początku też ciężko było mi się przyzwyczaić do stylu autorki - chociaż sama nie wiem dlaczego.
Pragnę jednak polecić książkę wszystkim czytelniczkom (bo jednak jest to typowa literatura kobieca), które szukają czegoś lekkiego na chwilę wytchnienia, a przy tym ocierającego się o prawdziwe problemy, które dotyczą każdej z nas. Sprawdzi się na pewno jako prezent urodzinowy czy gwiazdkowy - wszystko jedno czy dla nas, naszych mam, czy innych kobiet w rodzinie.