Saga o Rubieżach. Tom 1 recenzja

Słuchając wiatru, rozmawiając z rzeką

Autor: @Beata_ ·5 minut
2019-12-05
Skomentuj
5 Polubień
„Saga o Rubieżach” to wydane w jednym woluminie dwie książki: „Dni Jelenia” oraz „Dni Pomroki”, składające się wraz z nie opublikowanymi jeszcze „Dniami ognia” na trylogię argentyńskiej pisarki Liliany Bodoc. Trylogię fantasy, choć może właściwiej byłoby rzec: sagę o losach mieszkańców Żyznych Ziem w czasach zmiany. Zmianę tę niesie wypełnienie się starożytnego proroctwa o nadciągającej ze Starych Ziem flocie, wraz z którą powracają sojusznicy lub nadciąga zagłada w postaci wojsk Misáianesa, syna Śmierci i wcielenia Wiecznej Nienawiści. Proroctwu daleko do precyzji, Wielcy Astronomowie nie potrafią w gwiazdach odnaleźć wskazówki pozwalającej na identyfikację przybyszów. W efekcie niepewność i wątpliwości towarzyszą obradom konsylium przedstawicieli wszystkich plemion, zwołanego by omówić sytuację i zdecydować o dalszych działaniach. Z czasem do głosu dochodzą najróżniejsze animozje, pojawiają się intrygi, a autorka prezentując różne punkty widzenia i stopniowo rozszerzając perspektywę wprowadza czytelnika w wykreowany przez siebie świat.

„Sadze o Rubieżach” najbliżej chyba do zapisu opowieści przekazywanej ustnie, gawędy ludowej, opowieści powszechnie znanej, którą każdy z przyjemnością chce usłyszeć ponownie. Stąd w niej wtrącenia narratora, powodujące, że czytelnik wie więcej niż bohaterowie, stąd niespieszne tempo akcji, stąd odwołania do codziennych czynności wykonywanych przez kluczowe postaci, które mają ich sylwetki przybliżyć słuchaczom, stąd pojawiające się od czasu do czasu celne sformułowania pełniące rolę sentencji, stąd też przebijająca przez opowieść tęsknota za starymi, dobrymi czasami. W oczy rzuca się jeszcze jeden zabieg narracyjny: jeden z bohaterów jest zawodowym opowiadaczem historii, gawędziarzem, bajarzem, który najprostszą relację zamienia w niecodzienny spektakl, niepodzielnie panując nad uwagą słuchaczy. I narrator chętnie i często ustępuje mu miejsca.

Mieszkańcy Żyznych Ziem kochają opowieści – i dotyczy to zarówno ludzi, jak i zwierząt, które są częścią wspólnoty, a nierzadko pełnią też funkcję posłańców. Autorka opowiada o tym tak: „W okresie pokoju czy wojny, jeśli chodziło o zarazę czy radość, Żyzne Ziemie zawsze mogły się poszczycić swoimi posłańcami. Rozpowszechnianie wiadomości było największą siłą tego kontynentu. W ich przekazywaniu brali udział wszyscy i wszystko: wystarczyło połączyć to, co bzyczały pszczoły, i to, co wybijały bębny; powiązać to, co widział wędrowiec, z tym, co podpatrzyła rzeka; spleść słowa kuropatw ze snami, by uzyskać pełen obraz. Ten stary obyczaj ogłaszania własnych wieści i nadsłuchiwania cudzych, by następnie przekazać je innym, zaowocował szerokim dostępem do wiedzy o sprawach kluczowych i darem braterstwa” (s. 618). Pięknie, prawda? Bowiem po pierwsze czyni to pięknym językiem. Po drugie, bez moralizowania i frazesów przemyca banalną prawdę: człowiek jest tylko częścią ekosystemu, a nie jego panem. A po trzecie, jednym akapitem neutralizując popkulturowy stereotyp pustego plotkarstwa i gadulstwa, który mógł zostać utrwalony w polskich realiach lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku przez zalew wątpliwej jakości tasiemcowych telenowel z Ameryki Łacińskiej, autorka zwraca uwagę na to, co gubią zatomizowane, zobojętniałe na innych jednostki: poczucie wspólnych korzeni, przynależności do grupy.

W moim odczuciu – wbrew pierwszym, oczywistym, skojarzeniom – „Saga o Rubieżach”, nie jest jedynie sfabularyzowaną opowieścią fantasy o podboju terytoriów latynoamerykańskich przez konkwistadorów, choć to od kręgu kulturowego odbiorcy może zależeć, jakie skojarzenia będą przeważały. Niewątpliwie mnóstwo szczegółów wskazuje, że bazą dla sagi jest kultura przedkolumbijska (sny są dla mieszkańców Żyznych Ziem równie ważne, co rzeczywistość; w jednej z krain uprawiany jest kult Słońca i składane krwawe ofiary z ludzi; mieszkańcy innej budują wielkie posągi; nikt nie zna konia ani broni palnej). I mimo, że autorka chętnie eksploatuje te motywy (przypadający co 52 lata moment zrównania się azteckiego kalendarza słonecznego i magicznego został bardzo zręcznie wykorzystany fabularnie), to jednak stara się nadać opowieści wymowę uniwersalną. Świadczą o tym dylematy bohaterów, choćby postać Pomroki (Pani Śmierć), pytającej o sens swojego istnienia. Świadczą o tym tropy greckie – i to zarówno z mitologii, jak i filozofii. Punkt wyjścia sagi może być interpretowany dwojako: albo jako oczekiwanie na powrót Quetzalcoatla, albo jako wykorzystanie zakończenia mitu o Minotaurze. Proroctwo jest dwuznaczne, w zasadzie stawia mieszkańców Żyznych Ziem w sytuacji Egeusza wypatrującego na horyzoncie koloru żagli powracającego z Krety okrętu syna. Jednak w greckim micie jest furtka, wskazówka dla Egeusza (niewykorzystana – złośliwym zrządzeniem losu, lub opacznie wykorzystana – za sprawą małostkowej zemsty Posejdona) – bohaterowie Liliany Bodoc pozbawieni są takich ułatwień. Po prostu muszą czekać, aż sprawa się wyjaśni. A przetrwanie oczekiwania jest znacznie trudniejsze.

Ale to tylko przygrywka, znacznie czytelniejsze odniesienie do greckiej filozofii znaleźć można później. Mianowicie, w łonie magii, wiele lat przed rozpoczęciem akcji powieści, nastąpił rozłam i powstały dwa stronnictwa: Bractwo Odosobnienia i Bractwo Otwartej Przestrzeni. Zgodnie z ideami głoszonymi przez Bractwo Odosobnienia, już sam dar mądrości dany magom predysponuje ich do rządzenia, wynosi na piedestał („Wiedza wymaga wywyższenia, mądrość nie musi się tłumaczyć.” – s. 485). Czysty Platon, czyż nie? W opozycji do Sokratesa, gdyż Bractwo Otwartej Przestrzeni, które zdaje się być spadkobiercą jego punktu widzenia, traktuje wszystkich równo, nie ma nic przeciwko konsultowaniu się z rządzonymi, a nawet poddawaniu się ich osądowi, choćby wiązało się to z najróżniejszymi kłopotami i odwlekaniem momentu podjęcia decyzji. Zwolennicy obu stronnictw dotychczas byli oddzieleni od siebie geograficznie, ale teraz, wobec możliwości najazdu, gdy konflikt jest nieunikniony, niektórzy bohaterowie będą musieli dokonać wyboru. Można powiedzieć, że właśnie w tym momencie autorka „Sagi o Rubieżach” zajmuje stanowisko polityczne: głosi wyższość demokracji, mimo jej najróżniejszych wad, nad dyktaturą, choćby najbardziej oświeconą; a równocześnie przestrzega możnych przed arogancją, która prędzej czy później obróci się przeciwko nim.

Całość napisana jest zwodniczo prostym językiem, pełnym bardzo plastycznych i obrazowych sformułowań. Pomroka, kiedyś, „była żniwiarką podsumowanych żywotów” (s. 377), a lądy – w ramach współpracy – dostosowywały się do liczby mieszkańców: „W tamtych czasach wyspy były znacznie mniejsze, jeśli nikt na nich nie mieszkał. Gdy tylko ktoś przybywał, od razu robiły się większe.” (s. 706).

Wszystkie wymienione wyżej powody sprawiają, że wielowątkowa opowieść Liliany Bodoc robi bardzo dobre wrażenie. Przyznam, że z niecierpliwością czekam na jej zakończenie, pełna nadziei, że – wbrew historii – konkwistadorzy tym razem nie zwyciężą i choć część magii świata Żyznych Ziem ocaleje.

Recenzja ukazała się 2012-09-17 na portalu katedra.nast.pl 

Moja ocena:

× 5 Polub, jeżeli recenzja Ci się spodobała!

Gdzie kupić

Księgarnie internetowe
Sprawdzam dostępność...
Ogłoszenia
Dodaj ogłoszenie
2 osoby szukają tej książki
Saga o Rubieżach. Tom 1
Saga o Rubieżach. Tom 1
Liliana Bodoc
8/10

„Saga o Rubieżach. Tom 1” to dwie powieści: „Dni Jelenia” oraz „Dni Pomroki", które przenoszą czytelnika na Żyzne Ziemie. Mieszkańcy tej krainy od dawna czekali na przybycie zapowiedzianych przez gwia...

Komentarze
Saga o Rubieżach. Tom 1
Saga o Rubieżach. Tom 1
Liliana Bodoc
8/10
„Saga o Rubieżach. Tom 1” to dwie powieści: „Dni Jelenia” oraz „Dni Pomroki", które przenoszą czytelnika na Żyzne Ziemie. Mieszkańcy tej krainy od dawna czekali na przybycie zapowiedzianych przez gwia...

Gdzie kupić

Księgarnie internetowe
Sprawdzam dostępność...
Ogłoszenia
Dodaj ogłoszenie
2 osoby szukają tej książki

Zobacz inne recenzje

Po więcej recenzji zapraszam na: @Link W Polsce, jeśli spotykamy się z fantastyką zagraniczną, pochodzi ona prawie zawsze z krajów anglojęzycznych, bądź raz za czas z Niemiec. Mało na naszych półkach...

@RoXwellPL @RoXwellPL

"Saga o Rubieżach. Tom 1" - Liliana Bodoc zawiera w sobie dwa tomy wydane w języku angielskim, czyli jak to wydawnictwo Prószyński i S-ka ma w swoim zwyczaju i co robiło już niejednokrotnie. Porównyw...

@Ledina @Ledina

Pozostałe recenzje @Beata_

Pharmacon. Tom 1
O leku, który zmieni świat

Od roku żyjemy w świecie, w którym wiadomości medyczne trafiają na czołówki gazet i nie ma praktycznie tygodnia bez nowych doniesień. Jednak w większości skupiają się n...

Recenzja książki Pharmacon. Tom 1
Kłopoty w Hamdirholm
Współczesność wkracza do Hamdirholm

Czy nigdy w Waszym życiu nie zdarzyło się, że kontrola nad wydarzeniami wymyka Wam się z rąk? Że zaplanowany, spokojny dzień zupełnie znienacka i nie wiadomo, z jakiej p...

Recenzja książki Kłopoty w Hamdirholm

Nowe recenzje

Most na Drinie
Kronika pewnego mostu
@Remma:

Wzniesiony przez Mehmedpaszę most stanowi pretekst do opowieści z dziejów Bośni w latach 1516 – 1914. Most stanowi cent...

Recenzja książki Most na Drinie
Wioska małych cudów
Wioska małych cudów
@tomzynskak:

Każdy z nas potrzebuje w swoim życiu cudów. Nie jakiś magicznych i nierealnych, a takich najzwyklejszych, które mogą wy...

Recenzja książki Wioska małych cudów
Dom ciało
Wersy płynące przez wnętrze…
@edyta.rauhut60:

Poezja wiele ma oblicz. Dzisiaj chciałabym Ciebie, Czytelniku zaprosić do poznania jednego z nich. Jak możemy przeczyta...

Recenzja książki Dom ciało