"Miłość to sztuka, w której obie strony powinny być artystami. Jest intrygująca, inspirująca, pobudzającą zmysły i wymaga ogromnego zaangażowania, jak każdy inny rodzaj sztuki..."
Zamykam oczy i staram się uporządkować natłok myśli powstały po lekturze ostatniej książki. Czasem tak mam, że powieść wyzwala we mnie wiele emocji i trudno mi je uszeregować, by móc składnie Wam o niej opowiedzieć. Tym razem sprawcą mojego wewnętrznego zamieszania jest tytuł "Sobie pisani" Jolanty Kosowskiej. Nie było to moje pierwsze spotkanie z twórczością tej autorki, mimo to jestem pełna zdumienia i jednocześnie czuję się bezbrzeżnie zafascynowana tym, co przeczytałam.
Nigdy nie sądziłam, że Czechy mogą być tak atrakcyjne. Odkąd pamietam państwo to znajdowało się gdzieś na szarym końcu na liście miejsc, które chciałabym zobaczyć. Nic mnie nie ciągnęło w tamte strony, bo też nie słyszałam o nich niczego interesującego. O, jaka ja byłam naiwna! Po lekturze "Sobie pisani" marzę o tym, by moje nogi stanęły kiedyś w Pradze. Chciałabym poczuć klimat tamtejszych uliczek, zapach alchemii i miłości unoszacej się nad miastem. A może gdzieś rzuciłby mi się w oczy plakat z podobizną Marty?
Całkiem możliwe, nie wykluczam tego.
W tej książce nic nie jest takie jak nam się z początku wydaje. Autorka z łatwością wodzi nas za nos, pokazując że sytuacja przedstawiona na kartach powieści wcale nie jest tak irracjonalna, za jaką uchodzi. Nie, prawdą jest, że bardzo często wysnuwamy wnioski (zazwyczaj mylne) w oparciu o niepełne dane, dopowiadając sobie brakujące nam szczegóły. Nasz umysł ma to do siebie, że podpowiada nam znane już skojarzenia, dążąc do uproszczenia przyswajanych treści. Znacznie lepiej opisuje to autorka na kartach powieści, dlatego zachęcam Was do sięgnięcia po nią i zapoznania się z przemyśleniami pisarki. W ogóle Jolanta Kosowska ma prawdziwy talent do umiejętnego określania pewnych zjawisk, które bardzo często nam wydają się trudne do opisania.
Wydarzenia ukazane w powieści przedstawione zostały z perspektywy różnych postaci, dzięki czemu mamy szerszy obraz sytuacji. Jesteśmy w stanie zrozumieć motywy postępowania kilku osób oraz zobaczyć jak ich działania wpływają na życie innych. Największą zmianę dostrzegamy na przykładzie Marty, która znajduje się niejako w epicentrum rozgrywających się wydarzeń. Widzimy, jak łatwo można zostać zmanipulowanym, przy niemal znikomej ingerencji osób trzecich. Wystarczy jakiś sugestywny obraz i nasze umysły dopowiadają sobie dalszy ciąg historii, która może mieć niewiele wspólnego z rzeczywistością.
Nie będę ukrywać, że jestem oczarowana głębią i wielowymiarowością tej powieści. Bohaterowie są ludzcy i tacy prawdziwi oraz wzbudzają szereg emocji za sprawą swojego zachowania. Popełniają błędy czasem wynikające z nieuwagi, a czasem z niewłaściwego postępowania. Przyznam że mam trochę żal do Pepy, zupełnie nie spodziewałam się po nim pewnego kroku. Jednak młodość rządzi się swoimi prawami, a alkohol jest złym doradcą. Dobrze, że z biegiem czasu mężczyzna zrozumiał swój błąd, choć na niektóre zmiany jest już czasem za późno.
Po takiej uczcie literackiej z pewnością sięgnę po inne tytuły tej autorki.
Moja ocena 9/10.