Kilka lat temu wiele osób zarówno w blogosferze jak i na YouTubie omawiało tę książkę. Po przeczytaniu i obejrzeniu recenzji postanowiłam sprawdzić, czy i mi przypadnie do gustu. Zamówiłam ją na swoje urodziny i... wylądowała na półce. Tak po prostu. Nieprzeczytana. Jak do tego doszło? Nie wiem. Szczęście w nieszczęściu, że ostatnio miałam sporo stresujących sytuacji i potrzebowałam przeczytać coś lekkiego. Wybór padł na „Strażniczkę książek”, która mnie oczarowała. Jesteście ciekawi, dlaczego?
Jest to zasadniczo literatura młodzieżowa, ale przecież to wcale nie oznacza, że nie mogą po nią sięgnąć osoby dorosłe. W końcu każdy z nas chciałby czasami znowu być dzieckiem.
Mechthild Gläser swoją przygodę z pisaniem zaczęła już jako nastolatka, a książki ponoć zawsze uważała za małe cuda. Urodziła się w Niemczech, gdzie studiowała medycynę, a jej pasją jest tworzenie historii.
Jej „Strażniczka książek” to opowieść o nastolatce, która pewnego dnia dowiaduje się, że jest kimś wyjątkowym. Matka wiele lat ukrywała przed nią prawdę o pochodzeniu. Gdy obie po smutnych życiowych doświadczeniach trafiają na wyspę, na której mieszka babcia, Amy - główna bohaterka zostaje uświadomiona o swoim darze. Od tej pory dziewczyna ma stać się strażniczką historii. Zadanie pozornie wydaje się być spełnieniem marzeń każdego dziecka, jednak w świecie literatury mają miejsce niepokojące zdarzenia. Ma to ogromny wpływ na znane nam bajki i klasyczne powieści.
Przeczytanie tej książki było dla mnie bodźcem do powrotu do nałogowego „pożerania” opowieści. Bardzo mi tego brakowało. „Strażniczka książek” dostarczyła mi ogromnej dawki rozrywki. Bawiła i wzruszała zamiennie. Najbardziej urzekły mnie postacie z bajek czy powieści mogące się wzajemnie odwiedzać. Każdy ze znanych mi bohaterów zyskiwał jakby nowe cechy. Został poznany przeze mnie z innej strony niż dotychczas. Przykładowo, nigdy nie przepadałam za Werterem, a teraz po przeczytaniu tej powieści, patrzę na niego zupełnie inaczej.
Autorka zaskoczyła mnie ponadto samym pomysłem na historię. Połączyła baśniowość z kryminałem, odrobiną sensacji z wątkiem miłosnym, a przy tym cały czas jest to książka docelowo dla młodzieży. Momentami dało się wyczuć bajkowy klimat, który przeplatał się z mrokiem niczym z horroru. Do tego „Strażniczka książek” jest napisana w taki sposób, że czułam się jakbym sama przenosiła się do poszczególnych historii. Niesamowite wrażenie.
Jeśli chcecie wybrać się na herbatę do Kapelusznika znanego z Alicji w Krainie Czarów, biegać po dżungli z tygrysem Shere Khanem albo porozmawiać o trudach życia z Werterem, koniecznie sięgnijcie po „Strażniczkę książek”. Z tą książką można przeżyć nieprawdopodobną przygodę, odwiedzić literackich przyjaciół sprzed lat lub zwyczajnie spędzić miło czas. Jest to jedna z najlepszych powieści, jakie przeczytałam. Mam nadzieję, że i Wam się spodoba.