Tomek i Karolina postanowili spędzić Wielkanoc na Suwalszczyźnie. Kilkudniowy wyjazd miał ponownie zbliżyć ich do siebie i ożywić związek, w którym powiało chłodem. Od początku wyprawa daleka jest od ich wyobrażeń- skłania się raczej ku koszmarom kojarzonym z filmami grozy.
Po „Gałęziste” sięgnęłam wiedziona wielką ciekawością, dopatrując się w tej książce specyficznej i wyróżniającej ją na tle innych polskich powieści fabuły. Połączenie różnorodnych gatunków zaintrygowało mnie szczególnie. W takich powieściach nigdy nic nie jest oczywiste i przewidywalne. Miałam wielkie nadzieje i duże oczekiwania. I nie zawiodłam się.
Przyznam szczerze, że na początku nie zaiskrzyło. Nie do końca mogłam poczuć ten klimat, a książkowi bohaterzy nieco mnie drażnili. I… nie jestem nawet pewna, kiedy te odczucia zeszły na dalszy plan, a następnie zupełnie zniknęły. Czytałam szybko, niecierpliwie pragnąć poznawać kolejne wydarzenia. Pochłonął mnie mrok, opanował strach. Musiałam trochę ze sobą powalczyć, by zepchnąć na bok własną bojaźliwość, ale było warto.
Tak. Podczas czytania odczuwałam niepokój. Udzielał mi się klimat grozy, na własnej skórze odczułam obecność książkowych upiorów. Autor zbudował mroczną i przepełnioną nieprzyjemnymi emocjami powieść, jakiej nie mógłby się powstydzić żaden pisarz z dużym doświadczeniem, a mowa tutaj przecież o kimś, kto tak naprawdę stawia swoje pierwsze kroki!
Czy znacie to uczucie, kiedy w drodze do łazienki gorączkowo szukacie włącznika światła, obawiając się spojrzeć za siebie?
Czy wiecie jak to jest, kiedy nieśmiało myjecie zęby, zastanawiając się, czy spojrzenie w lustro okaże się dobrym pomysłem?
Tak wpłynęła na mnie ta książka. Obawiałam się własnego cienia. Dawałam się ponieść wyobraźni. Wrócił strach przed koszmarami mieszkającymi pod łóżkiem. I czytałam dalej. Owszem, jestem bojaźliwa. I nie lubię horrorów. Ale nie mogłam się oprzeć. Historia stworzona przez Urbanowicza była dla mnie na tyle intrygująca, że zmierzyłam się z własnym strachem, by móc poznać jej rozwinięcie i zakończenie. Choć jestem pewna, że byłaby to także wielka gratka dla osób lubujących się w takich powieściach.
Kolejne strony przedstawiają szereg przerażających wydarzeń z udziałem Karoliny i Tomka. Do tej pory upiorne opowieści, których akcja rozgrywała się w lesie, znałam jedynie z filmów. Zagłębienie się w książkę dało mi jednak o wiele bardziej obrazowe i emocjonalne odczucia. Autor wspaniale stopniuje napięcie, zaskakując zwrotami akcji i wprowadzając wątki dodatkowo wzbogacające akcje. Ta książka nie byłaby tak dobra bez istotnego obyczajowego tła i informacji dotyczących Suwalszczyzny. Z przyjemnością wymieniłabym kilka cennych elementów i garść interesujących ścieżek, którymi za Urbanowiczem podążałam, szkoda mi jednak odbierać to innym czytelnikom.
Duże znaczenie miało dla mnie zakończenie książki. Zupełnie nie spodziewałam się, że autor wybierze takie rozwiązanie i w ogóle, ani przez chwilę, nie przyszło mi wcześniej do głowy, że można by pokierować akcją w ten sposób. Zbliżając się do zakończenia otrzymaliśmy odpowiedzi na wszystkie pytania i uniknęliśmy jakichkolwiek niedomówień czy niepewności, co także zasługuje na pochwałę.
Chętnie napisałabym więcej, tylko po co? Warto samemu przeczytać i ponapawać się tą opowieścią- bardzo przemyślaną, przyjemnie opowiedzianą, odpowiednio dopracowaną. Ciężko przyczepić mi się do czegokolwiek- nie dlatego, że nie chcę, po prostu nie ma do czego.