Odkąd mała dzielnie drepcze ze mną na piesze wycieczki, nie taszczę już tylko książek dla siebie. Jej się przecież też coś od życia należy. Tym razem, ze względu na piękne okoliczności przyrody, wzięłam dla niej tematyczne pozycje: rozkładane książki typu pop-up pt. Kto się kryje w wodzie? i Kto się kryje w lesie?
Co tu dużo mówić: obie sprawdziły się świetnie. Ze względu na zgrabny format nie zajmują zbyt wiele miejsca w plecaku i wygodnie trzyma się je w rękach – nawet niespełna dwulatce. Zaglądałyśmy do nich naprzemiennie: jedną, gdy zatrzymywałyśmy się przy potoku (ależ ta woda lodowata!), drugą na „przystankach” w lesie (raz musiałyśmy nawet uciekać przed wielkimi mrówami!).
A o czym te perełki są? Z jednej strony tłumaczą trochę świat, bo pojawiają się w nich zwierzęta, których powinno się szukać w wodzie, jak rekin, ośmiornica, kijanka i takie które mieszkają w lesie np. wilk, nietoperz, sowa. Z drugiej sygnalizują, że strach ma wielkie oczy i z małej rzeczy nasza wyobraźnia potrafi zrobić wielki problem.
„Zamarli w bezruchu, wszędzie wokół cicho. Czy jest już bezpiecznie? Czy uciekło LICHO?”
„Tam, gdzie do morza rzeka wpływa. Ukrywa się KREATURA niezwykle straszliwa…”
Wierszowane opowiastki Eryla Norrisa i Andy’ego Mansfielda są skonstruowane dokładnie tak samo, więc jeśli poznacie jedną, druga nie będzie już zaskoczeniem. Obie to dosyć nietypowe historyjki o dzikich zwierzętach, które zaczynają panikować, ponieważ nie wiedzą kto je obserwuje. Wyobrażają sobie najgorsze: kły, szpony, pazury – to musi być strasznie okropny potwór! Nawet wielki hipopotam, rekin, niedźwiedź mają stracha! Nie ważne więc jak same są duże czy groźne, tak samo mogą bać tego czego nie znają. Na końcu jest kupa śmiechu, bo okazuje się, że to co wydawało się straszne i niebezpieczne w ogóle takie nie było.
„Choć w puszczy jestem największym z niedźwiedzi, bardzo się lękam, gdy tam potwór siedzi”
Młoda nie wyłapuje jeszcze sensu tych opowiastek (te rozmowy i oswajanie emocji jeszcze przed nami), głównie skupia się na walorach estetycznych książeczek i dźwiękach jakie wydajemy podczas „czytania”. Oczywiście bardzo chciałaby zając się nimi sama, bez nadzoru, ale niestety nie mogę jej na to pozwolić, bo jest na to jeszcze nieco za mała i wszystko pali się jej w rękach. Zresztą nawet starsze dziecko, ze względu na delikatność ruchomych elementów, może je podczas „intensywnego” czytania naderwać, więc bądźcie czujni.
Dowcipne, zabawne i naprawdę ładne. Ale co najważniejsze stały się częścią naszego wspólnego poznawania świata, a dla każdego rodzica, to niezwykle wyjątkowa przygoda.