Rzadko się zdarza, żeby jeden z głównych bohaterów umierał na początku książki. Tymczasem tak się dzieje w debiutanckiej powieści Michała Pawła Urbaniaka pt. „Lista nieobecności”.
Artur Hnat nie żyje. I chociaż przez cały czas przygotowywał na to swoich najbliższych jego śmierć jest traumatycznym przeżyciem dla żony Zuzanny, pasierba Krzysztofa, jego partnera Jakuba, sąsiadów Danki i Mirka oraz bratowej Honoraty. Wydaje się, że tylko Ania i Brygida, jego dwie córeczki przeżywają to w miarę spokojnie, ale one z racji wieku chyba najmniej rozumieją z zaistniałej sytuacji. I być może dopiero po latach będą się zmagać ze skutkami tej tragedii…
Życie Artura naznaczone było śmiercią – w dzieciństwie był świadkiem odejścia dwóch małych siostrzyczek, jako młody człowiek stracił obydwoje rodziców a w końcu również jedynego brata Janka. Jednak ci, którzy odeszli są wciąż obecni w jego życiu, tak jakby nie był w stanie pozwolić im odejść. Ta swoista celebracja śmierci odciskała się na jego relacjach z najbliższymi, tym bardziej, że sam jest chory i w każdej chwili jego serce może przestać bić. Żona próbuje walczyć z tą fascynacją śmiercią jednak zdaje sobie sprawę, że jest na straconej pozycji.
A przecież nie tylko Artur hoduje w sobie demony przeszłości. Zuzanna wciąż przeżywa toksyczne dzieciństwo i pierwsze nieudane małżeństwo. Krzysztof zmaga się z poczuciem odrzucenia przez matkę, które odczuwał w dzieciństwie. Nadwrażliwy Jakub, wyrzucony z domu przez rodziców ma myśli samobójcze a z drugiej strony jest śmiertelnie przerażony, że coś złego stanie się Krzysztofowi. Nawet Danka, osoba wydawałoby się prosta i nieskomplikowana przeżywa obawy niewspółmierne do sytuacji.
Na kolejnych kartach powieści autor wprowadza nas w powikłane życie Artura i jego bliskich mieszając obrazy z okresu po śmierci Artura z tymi które miały miejsce wcześniej. Tę historię można porównać do wieloelementowych kolorowych puzzli, które dopiero po włożeniu ostatniego kawałka stają się zrozumiałe i czytelne.
Przyznam się, że przeczytałam tę powieść już kilka miesięcy temu i nawet powstał wtedy zarys opinii na jej temat. Zanim jednak ją opublikowałam dopadły mnie na tyle poważne kłopoty zdrowotne, że musiałam kilka tygodni spędzić w szpitalu. Po powrocie, chcąc dopracować ten tekst sięgnęłam ponownie po książkę i okazało się, że na pewne przedstawione w niej sprawy patrzę zupełnie inaczej niż przed chorobą. To co teraz rzuciło mi się w oczy to fakt, że chociaż niby bohaterowie są ze sobą w rozmaitych relacjach i związkach, to tak naprawdę są bardzo samotni i nie mają w nikim oparcia – no może poza Arturem i jego bratem, chociaż ich więź opiera się na tragedii, którą przeżyli w dzieciństwie.
Honorata i Zuzanna nie rozumieją braci Hnatów – pierwsza udaje, że problem nie istnieje, druga stara się zmusić męża aby przestał wracać do przeszłości i czarnych myśli. Jedna i druga ponosi klęskę i obydwie zostają same ze swoim bólem. Krzysztof rozpamiętuje swoje dzieciństwo, kiedy musiał mieszkać u ciotki, bo Zuzanna studiowała w innym mieście. Poczucie krzywdy i porzucenia (nie do końca słuszne, chociaż zrozumiałe u małego dziecka) jeszcze się pogłębiło, kiedy matka wyszła drugi raz za mąż. Chłopak nie akceptuje Artura i nie potrafi (albo raczej nie chce) wybaczyć Zuzannie faktu, że ułożyła sobie z nim życie. Krzysztof nie potrafi się również odnaleźć w związku z Jakubem, który niejednokrotnie drażni go swoją opiekuńczością i czułością, ale też brakiem pewności siebie i strachem przed zerwaniem relacji. Jakub… Brutalnie potraktowany przez rodziców kiedy dowiedzieli się o jego homoseksualizmie, obsesyjnie zakochany w Krzysztofie, nieradzący sobie z problemami, mający na koncie nie tylko myśli ale i próby samobójcze to chyba najbardziej samotna i tragiczna postać. Nawet Danka i Mirek, na pierwszy rzut oka przeciętne i zgrane małżeństwo, to dwoje nie do końca rozumiejących się ludzi – ona chce aby mąż był przy niej w trudnych chwilach, on uważa, że zapewniając rodzinie finansową stabilizację spełnia swoje obowiązki i nie rozumie pretensji żony…
„Lista nieobecności” nie jest książką lekką i przyjemną, po którą sięgamy aby się zrelaksować. To książka, która każe zadać sobie szereg trudnych pytań na które nie ma niestety jednoznacznych odpowiedzi. To książka, która uświadamia, że ludzie nie są idealni, że potrafią krzywdzić nawet najbliższych i kochanych, że często kierujemy się egoizmem, a okrucieństwo może nam przyjść z ogromną łatwością. Czy można z tym walczyć? Zapewne można. Problem w tym czy będziemy chcieli to robić, bo egocentryzm jest o wiele łatwiejszy niż altruizm.
Na koniec chciałabym pochwalić autora za sposób prowadzenia narracji i język powieści. Michał Paweł Urbaniak to prawdziwy mistrz słowa, który nawet tak trywialną czynność jak parzenie herbaty czy sprzątanie potrafi przedstawić w zajmujący sposób. Styl ma czysty, klarowny, bez górnolotnych frazesów i banalnych opisów, postacie mają zindywidualizowany język, co wcale nie jest takie oczywiste u autorów, a zwłaszcza u debiutantów. Dramaturgii dodaje stosowanie krótkich, pojedynczych zdań oraz powtórzeń, które podkreślają tragizm i beznadziejność sytuacji w jakiej znaleźli się bohaterowie.
„Lista nieobecności” to książka po którą zdecydowanie warto sięgnąć. I przeczytać. I przemyśleć.