Anna Herbich, „Dziewczyny z Syberii – prawdziwe historie”, wyczytałem na okładce książki. Do tego urokliwe zdjęcie (na współczesny makijaż zwróciłem uwagę za późno) stylizowane na przedwojenne, ale kolorowane, i dałem się zwieść.
Najmniej przyczepiałbym się do autentyczności dziesięciu opowieści zawartych w zbiorze. Te relacje są najprawdopodobniej prawdziwe. Kłopot w tym, że zawierają, jak sądzę, jedynie część prawdy. Dziesięcioletnie dziecko, któremu ukradli ciepłe ubrania i buty, boso, w lichej koszulinie, żyło w nieogrzewanej ziemiance (i przecież nie tylko) i funkcjonowało samodzielnie w czterdziestostopniowym mrozie. No, dobra… ale jak technicznie, konkretnie udało się tego dokonać?
Po lekturze czterech relacji wróciłem do okładki. Dopiero wtedy zauważyłem zwodnicze zdjęcie, zauważyłem „dziewczyny”, co zdecydowanie lepiej brzmi niż „dziewczynki” albo „kobiety”, prawda? Ani przed wojną, ani obecnie, nikt nie nazwie ośmio- czy dziesięciolatki dziewczyną! Wreszcie zachciało mi się dowiedzieć czegoś o autorce i okazało się, że nazywa się ona Herbich-Zychowicz. Moment wystarczył, żebym zorientował się, że jest żoną „tego” Zychowicza – historyka już wręcz sławnego z prowokujących publikacji. Cóż… autorka, pisząc „Dziewczyny” zapewne nie była jeszcze jego żoną, skoro na okładce jest tylko jedno nazwisko. Bo nie śmiałbym sugerować, że na hasło „Zychowicz” wielu potencjalnych czytelników, nawet zainteresowanych tematem, odpowiada zdecydowanie: „nie, dziękuję” (tak było ze „Skazami na pancerzach”), więc może lepiej nie pchać go w oczy nabywcom.
Wydaje mi się, że ta dobra skądinąd książka byłaby bardziej wiarygodna bez takich prymitywnych zagrywek marketingowych. Niestety, tego typu zdjęcia na okładkach widoczne są i na innych książkach pani Herbich.
A treść? Poza tym, że bardzo jednostronna, to wstrząsająca, przygnębiająca, rodząca złość, wynikającą z bezsilności. Bohaterki relacji przeżyły i to jest pocieszające, ale śmierć matki, trzydziestojednoletniej kobiety, która zmarła z chorób i wycieńczenia gdzieś w Kazachstanie, zostawiając tam dwie córeczki… horror. Poza tym, ile przeżyło? Jedna na dwadzieścia? Na sto?
Oby lektura tej książki czegoś polityków nauczyła. I nie tylko ich oczywiście, bo przykazanie „kochaj bliźniego” aktualnie w Polsce, wobec nie-Polaków lub niekatolików, realizowane jest jakoś… dziwnie. Zresztą, w relacjach kobiet, które przeżyły zsyłkę, postawy rodaków też bywają, delikatnie mówiąc, wysoce problematyczne.
Ciekawe reprodukcje starych zdjęć – inny świat, inne kanony piękna, moda, fryzury, ale warte wpatrzenia się, przeżycia, uruchomienia wyobraźni.