Są książki, których się nie zapomina. Szczęśliwa ziemia jest jedną z nich. Po lekturze pozostaje poczucie, że autor nic lepszego już nie napisze, bo taka powieść zdarza się tylko raz. Jeden, jedyny, inaczej nie byłoby sprawiedliwie. W czasach kiedy wydaje się, że wszystko już zostało opowiedziane i napisane, rzadko kiedy mamy do czynienia z tak prawdziwą, poruszającą, piękną, chociaż niewątpliwie smutną historią.
Wszyscy pragniemy szczęśliwego życia i dążymy do tego na wszelkie możliwe sposoby. Dla Blekoty szczęście to miłość. Sikorka pragnie bogactwa. Dj Krzywda chciałby zostać sam. Trombek, by to wszystko się skończyło. A Szymek po prostu chciałby przestać słyszeć. Czy ich marzenia się spełnią i dostaną to czego pragną?
Czwórka przyjaciół związanych tajemnicą, chcących opuścić przeklęte Rykusmyku i zacząć gdzieś od nowa. Szukających swojej własnej, szczęśliwej ziemi.
Szczęśliwa ziemia jest do bólu szczera, wiarygodna i opowiedziana jak to u Orbitowskiego stylem nienachalnym, nienarzucającym się, nie próbującym u czytelnika wywołać na siłę emocji.
Zdarzenia, nawet te wstrząsające, przedstawione są w sposób zwyczajny, dzięki czemu zyskują na prawdziwości. Ciągle mamy nieodparte wrażenie, że obcujemy z czymś szczerym, a fikcja jest tylko dodatkiem. Bo najlepsze powieści to te o życiu, nie wymyślonym, ale o takim, które się przeżyło.
To niezwyczajna opowieść, w której obyczajówka miesza się z grozą, pochłaniając bez reszty.
Zarazem bardzo osobista i traktująca o tym, co dla nas wszystkich ma istotne znaczenie. Rozterkach czasów młodzieńczych, przyjaźni, poszukiwaniu szczęścia, dorastaniu do pewnych decyzji, zagubieniu się w życiu i powrotach do miejsc, które przeklinaliśmy. A jeśli częściowo w powieści odnajdziemy samych siebie, jeszcze bardziej skłoni nas do zadumy.
Rykusmyku to synonim tych wszystkich beznadziejnych miast. Orbitowski dobrze oddaje klimat takich sennych miasteczek, bez perspektyw i szans na lepszą przyszłość. Opisuje mieszkańców i ich losy, w taki sposób, że mamy poczucie jakbyśmy dobrze ich znali.
Jest to swoista diagnoza lat 90-tych i pokolenia trzydziestoparolatków, którym nie zawsze łatwo się odnaleźć w zmieniających się realiach.
Bo każdy ma swoje własne Rykusmyku, trochę straconych złudzeń, kilka marzeń, czasem wielkich, a niekiedy zupełnie malutkich, spełnionych, lub nie. Przez to powieść jest bliska życiu i z łatwością możemy utożsamić się z jej bohaterami.
Orbitowski za Szczęśliwą ziemię został nominowany do Paszportów Polityki. W chwili kiedy piszę recenzję, od dawna wiem, że nagrody nie dostał. Szkoda, to najlepsza powieść jaką napisał Orbitowski. Nie wiem czy kiedyś uda się autorowi powtórzyć taki sukces, ale tego mu życzę.