Brr! Nie wiem jak Wy, ale akurat ja nie chciałabym wrócić do czasów szkolnych. Ani do podstawówki ani do liceum. Do dziś potrafi mi się przyśnić wywołanie do tablicy na lekcji matematyki. Koszmar. Nie oznacza to jednak, że nie sięgam po książki, w których akcja rozgrywa się właśnie na szkolnych korytarzach.
Sylwester Cichy przyciąga same kłopoty, które oplatają go jak bluszcz. Po kolejnej serii niepowodzeń zawodowych i osobistych postanawia zmienić środowisko i przenosi się do Sławina. Przyjmuje posadę w Zespole Szkół i za cel stawia sobie nauczanie języka polskiego tak ambitnie, że uczniowie będą zachwyceni i poczują miłość do ojczystego języka. Podnajął pokój u pewnej miłej, starszej Pani, której jedynym dotychczasowym towarzyszem był kot. Niestety plany planami a rzeczywistość rzeczywistością. Szczególnie jak ktoś się urodził pod pechową gwiazdą tak jak nasz bohater. W szkole nie zbiera ochów i achów i jakby tego było mało wszedł w konflikt z synem samego starosty powiatu, dyrekcją szkoły a na dokładkę jedna z jego uczennic znika bez śladu.
Zaniepokojony losami dziewczyny i tym jak miejscowa policja bagatelizuje zniknięcie twierdząc, że to pewnie ucieczka z domu, postanawia sprawą zainteresować media. Kontaktuje się z nim dziennikarz z Gdańska Karol Zawada (a jakżeby! też po przejściach), który dzięki tej sprawie chce wrócić na pierwszy plan w redakcji. Panowie rozpoczynają prywatne śledztwo. W Sławinie nie wszystko jest takie piękne jak się wydaje na pierwszy rzut oka a jeden z uczniów znajduje czaszkę. Okazało się, że to kość dziewczyny, która zniknęła w tajemniczych okolicznościach wiele lat temu.
Jeśli ktoś szuka kryminału z mrocznym klimatem, ciężkiego kalibru, poruszającego trudną tematykę, bardzo zawiłą zagadką, wielopiętrową intrygą, z morzem krwi i dużą dawką przemocy, to niech od tej książki trzyma się z daleka. „Szkoła na wzgórzu” to leciutki kryminalik na poprawę nastroju. Aż się zdziwiłam, gdy się dowiedziałam, że Autor jest znany z opowiadań z gatunku fantastyki. A tu proszę! Udało mu się popełnić miłe czytadło z zagadką i ciekawymi bohaterami rodem z "Klopoty to moja specjalność".
Polecam na weekendowe odstresowanie w przyjemnym, nieskomplikowanym klimacie.