Dzisiejsza premiera jest jedną z takich książek, co zapierają dech w piersiach. „Jaskółki z Czarnobyla” to prawdziwy majstersztyk z gatunku kryminału. To niesamowicie wyważona mieszanka intryg, tajemnic, zostawiania wskazówek dla czytelnika z dozą brutalności i krwawych przeżyć. Książka tak wciąga, że gdyby nie jej objętość, jestem pewna, że byłaby przeczytana za jednym posiedzeniem.
Poczujcie ten klimat, być może część z Was pamięta wybuch elektrowni atomowej w Czarnobylu albo chociaż kojarzy strach, który poruszył cały świat. Nieznane były skutki, lecz wszyscy wiedzieli, że jest źle. Autor przenosi nas właśnie w ten czas, kiedy 26 kwietnia 1986 roku zmienia się świat. To tu jest początek i koniec tej historii. Dla mieszkańców to „zona” radioaktywny obszar, który każdy rozsądny człowiek powinien omijać. Promieniowanie zbiera żniwo, więc staje się to kraina wyrzutków, tych co uciekają przed prawem albo są szaleńcami. „Zona” wzbudza też wielkie zainteresowanie wśród turystów, chcą zobaczyć, co zostawił po sobie wybuch. To właśnie przewodnik jednej z wycieczek zauważa człowieka wiszącego na ścianie budynku, porażający widok, który rozpoczyna serię morderstw. Nawet z daleka turyści mogą zauważyć, że to nie jest przypadkowa śmierć, to zabójstwo z premedytacją, a trup przeszedł wiele tortur.
Swoje śledztwo rozpoczyna dwójka policjantów, Melnyk, który przez swoją butę został zesłany do najgorszej służby w Czarnobylu i młoda adeptka, ambitna, niecierpliwa awansu. Policjanci jeszcze nie wiedzą, że trup ma podpis, wypchaną jaskółkę zaszytą w jamie brzusznej, a sam człowiek pozbawiony jest trzewi. Nie mają też pojęcia, że ktoś depcze im po piętach i na własną rękę szuka mordercy. Obydwa zespoły mają cel, nie spoczną przed niczym. Dla policjantów to szansa na awans i ucieczkę z radioaktywnej zony, dla tajemniczego Rybałko to sprawa prawie że osobista. Kto zabija? W jaki sposób morderca wybiera swoje ofiary? Dlaczego wszystko dotyczy tylko zony?
Niesamowite, że mamy dwa zderzenia postawy ludzkiej wobec tragedii. Jedna grupa przejmuje się promieniowaniem, staje się to ich obsesją i wymuszają na innych dekontaminację, szorują ciało prawie że do krwi, aby uratować się przed możliwymi skutkami. Druga zaś, mając świadomość tego, czym jest choroba popromienna, wydają się nieśmiertelni, to ci, co nie mają już nic do stracenia. To nie tylko książka z kryminalną nutą, to opowieść o ludziach, których niszczy przeszłość.
Autorzy tego gatunku mają przed sobą niezwykłe wyzwanie, trudno jest wodzić czytelnika za nos i pozwolić mu prowadzić własne śledztwo, gdy pisarz jednocześnie sam równolegle opisuje dwutorowo fabułę, z perspektywy Rybałko i Melnyka. To dla mnie istny majstersztyk, dawno nie wczułam się tak w klimat opowieści. Dosłownie czułam oddech mordercy na swoim karku, skończyło się koszmarami, nie spojrzę już tak samo na wypchane zwierzęta.
Wielkie brawa za taki kawał dobrej literatury. Dziękuję Wydawnictwu MOVA za szansę przeczytania takiej perełki. Chylę się w pas, czekam na więcej. Nie zastanawiajcie się, jeśli jesteście fanami tego gatunku. Nie brakuje tu klimatu, brutalności, intrygi, tajemnicy i historii, która zostaje w pamięci.