– Mężczyźni nie rozumieją kobiet.
– Masz rację, ale to chyba bardzo dobrze, bo patrz – kobiety się rozumieją i się nienawidzą.
Stary żart (czy na pewno żart?), który przypomniał mi się już na początku lektury.
Przyjaźń to taka miłość, ale bez relacji seksualnych. Czy opisany w książce związek jest przyjaźnią? Podobno, jak się kogoś kocha, to nie robi mu się krzywdy, a przynajmniej nie z premedytacją.
Rebecca Maloney i Isabel Waverly być może były przyjaciółkami jako dzieci, ale obecnie, związek tych dorosłych już kobiet, niewiele ma wspólnego z normalnie rozumianą przyjaźnią, bo pełen jest złośliwości, rywalizacji, afrontów (afront to niegrzeczność zamierzona, gafa jest niegrzecznością nieumyślną), impertynencji, nieuprzejmości, zniewag, lekceważenia, wyniosłości itd. itp.
Okazało się jednak, że tytuł oryginału jest zupełnie inny: „My best friend's murder” (mogłoby to być „Morderstwo mojej najlepszej przyjaciółki”), a to z toksyczną przyjaźnią nie ma zupełnie nic wspólnego. Nie jestem pewien, czy taka naiwna manipulacja tytułem, powieści (i wydawcy) pomoże. Bardziej chwytliwy, dla thrillera, wydaje mi się ten oryginalny.
Bec przynosi Izzy piękne róże. Trafiają one do kosza minutę po wręczeniu, gdy tylko Izzy wydawało się, że Bec tego nie widzi. Zagadnięta o to Izzy twierdzi, że kwiaty były piękne, ale… były na nich mszyce lub inne robaki. Czemu Rebecca tego nie sprawdziła? Czemu nie zajrzała do eleganckiego skórzanego kosza i nie obejrzała kwiatów? Gdyby to zrobiła, jakość ich relacji stałaby się oczywista w tej jednej chwili. Czy Bec bała się prawdy? A może Polly Phillips coś tak oczywistego nie wpadło do głowy?
„Ty też wyglądasz zachwycająco. Szkoda, że nie odważyłam się w taką pogodę odsłonić nóg”*.
Taki komunikat można odebrać na różne sposoby. Albo jest to wyraz podziwu dla kogoś tak odważnego, by w mroźnym grudniu ubrać krótką sukienkę, albo może być złośliwym przytykiem, że przyjaciółka ubrała się nieodpowiednio do pory roku i okoliczności, czyli na własne przyjęcie zaręczynowe.
W taki sposób Isabel „punktuje” Rebeccę na każdym kroku. Sytuację pogarsza fakt, że Isabel Waverly jest zamożna, szczupła, mieszka w eleganckim domu, ma fantastycznego, przystojnego męża i córeczkę, właśnie wraca do pracy na prestiżowe stanowisko, a Rebecca Maloney właśnie się zaręczyła, a wkrótce wzięła ślub z dość problematycznym facetem, mieszka w skromnym mieszkaniu, nieustannie i bez wielkiego powodzenia walczy z nadwagą, pracuje w redakcji kobiecego czasopisma, ale oszałamiającej kariery tam nie robi – za to podobno dobrze parzy kawę.
Wątek kryminalny, dzięki któremu powieść znalazła się w kategorii thrillerów, wydał mi się zbędny i naciągany. To mogła być niezła powieść psychologiczna i w pewnym sensie nadal jest – zanim znalezione zostały zwłoki jednej z przyjaciółek. Pomijając tragiczną śmierć Izzy i chaotyczne zakończenie, powieść ma ogromną wartość; może być źródłem mnóstwa rozważań, wniosków, przemyśleń, dociekań, dywagacji, refleksji. W lustrze „Toksycznej przyjaźni” można zbadać własne życie, przekonania, poglądy, zapatrywania. Można przyjrzeć się sobie , swojej rodzinie, przyjaciołom, jakości relacji w tych związkach. Co z Bec jest nie w porządku skoro latami godzi się na takie traktowanie? Powiedzenie: tak cię traktują, jak im na to pozwolisz, znane jest chyba każdemu. Czy Izzy zachowuje się w taki sposób w stosunku do wszystkich, czy tylko tam, gdzie bezkarnie może sobie na to pozwolić, czyli w relacji z Bec? Takie i podobne pytania przełożone na własne życie czytelnika stanowią prawdziwą wartość tej książki.
--
* Polly Phillips, „Toksyczna przyjaźń”, przekład Aldona Możdżyńska, wydawnictwo Muza, 2021, s. 28.
„Toksyczna przyjaźń”, @wydawnictwomuza