"Tak, gdzie stąpały moje stopy" Wiesławy Kucewiczówny
Cóż to była za historia... Z uśmiechem na twarzy czytałam fragmenty, kiedy to autorka opisywała wiele faktów, które dziś byłyby nie do pomyślenia. Kiedyś jednak były czymś zupełnie normalnym na wsi. Jako rolnik, miałam okazje wiele razy słuchać opowiadań teścia jak to kiedyś wyglądało życie na wsi - sama tego nie doświadczyłam. Żyje już w nieco łatwiejszych czasach. Ciepło na sercu mi się robiło czytając o tym, że kiedyś specjalnie gotowało się ziemniaki, żeby nakarmić świnie. Jak zasypywało się mięso solą, kładło do specjalnej skrzyni i mogło leżeć tam bardzo długo.
Bohaterka książki nie miała łatwo w życiu. Wielu adoratorów miała ale kierowała się zawsze sercem. Męża miała, który z początku cudowny, z czasem okazał się łajdakiem. Cudowne dwie córki, dla których zrobiłaby wszystko. Nie bała się żadnej pracy. Do tego wszystkiego należy dodać problemy z rodziną męża...
Cudownie opisane zostały emocje i wszelkie rozterki towarzyszące bohaterce. Co więcej, czytając historie Pani Wiesławy miałam wiele różnych emocji w sobie. Uwielbiam to, gdy książka miesza w naszej głowie i sercu. Wtedy coś się dzieje. Momentami utożsamiałam się z bohaterką. Mimo młodego wieku też już co nie co przeżyłam i wiele podobnych sytuacji miałam.
Dodatkowo wszystko napisane jest tak przyjemnym językiem, że aż chce się czytać. Spodziewałam się, że ze względu na wiek, autorka będzie pisała w sposób charakterystyczny dla większości osób powyżej pięćdziesiątego roku życia. Na szczęście bardzo się myliłam. Podziwiam Panią Wiesławę za to, że mimo opisywania wielu przykrych wydarzeń, potrafiła wykrzesać w tym wszystkim niebanalne poczucie humoru. Trzeba przyznać, że raczej w smutnych chwilach, nie w głowie Nam śmiech. Chyba, że przez łzy...
Chylę czoło przed autorką! Czekam niecierpliwie na dalsze losy bo napewno będą. Zakończenie ewidentnie na to wskazuje.
Każdemu polecam przeczytać tę książkę. Niezależnie od wieku. Wiele można się nauczyć. Wiele można przemyśleć.