"Just because something comes easily to you, does not mean it has no value. You find it effortless because you love it, and that is why it is your gift"
~~~
"The Tea Dragon Society" było dla mnie super odskocznią od innych książek. Idealną pozycją na zastój, a jednocześnie przyjemną historią, którą z przyjemnością się śledzi. Z tego względu prawdopodobnie nieuniknione było to, że sięgnę po pozostałe tomy, co praktycznie od pierwszej strony sama zapowiedziałam. Dzisiaj to, co tygryski lubią najbardziej, czyli drugi tom tej serii - "The Tea Dragon Festival".
Przenosimy się tym razem nieco w przeszłość, gdzie Erik i Hesekiel są w okresie swojej młodości i sami rozpoczynają dopiero przygodę z zakładaniem smoczej herbaciarni. Wyruszają oni z odwiedzinami do rodzinnych stron Erika, gdzie poznajemy naszą główną bohaterkę historii - Rinn, która pewnego dnia całkiem przypadkowo natrafia na smoka, z którym od razu łapie nić porozumienia. Ten jednak przespał ponad osiemdziesiąt lat i nie do końca rozumie jak zmienił się świat.
Ten tom już był nieco dłuższy od swojego poprzednika. Podoba mi się fakt, że dostajemy także wspomnienie z tego co się działo przed, bo nie ukrywam, że ciekawiło mnie to, jak doszło do spotkania naszych dwóch bohaterów oraz w jaki sposób rozwinęła się ich herbaciarnia. Tutaj to dostałam, więć moja ciekawość została zaspokojona. Co do nowych bohaterów, bardzo się z nimi polubiłam. Rinn od razu zdobyła moją sympatię. Pokazuje jak ważne jest pomaganie innym i to, że uczynność zdecydowanie się popłaca. Aedhan, nasz nowo poznany smok, ujął moje serce od momentu gdy tylko się pojawił. Jest bohaterem dobrym, nieco ciekawym świata i równie uczynnym jak Rinn. Wielokrotnie miał także okazję wykazać się odwagą. Co do samej książki i jej walorów, nic się nie zmieniło. Obrazki nadal są prześliczne i bardzo kolorowe. Treść również jest prosta, więc sprawdzi się zarówno dla młodszych jak i starszych. Jest to świetna seria, która pozwoli na chwilę oderwać się do innego świata, co każdemu z nas jest czasem potrzebne, żeby wyłamać się z codzienności.