„(...) Że też człowiek nie potrafi zaklinać przyszłości w kolorowych barwach, tylko maluje sobie ponure, apokaliptyczne obrazy”. Człowiek łapie strzępy nadziei, szuka pocieszenia w oczach innych, stara się trwać w wierze, która z dnia na dzień marnieje, bo jaki jest ten Bóg, który na to wszystko pozwolił?
„(...) Przecież ta szatańska wojna nie może trwać w nieskończoność”.
I choć wiesz, że się kiedyś skończy, jak wszystko w życiu, to i tak nie spływa na ciebie siła. Nic nie czujesz. Nic... Ludzie stają się bezwzględni, nawet w obozie koncentracyjnym. Tu nie ma zasad, bo każdy walczy o siebie i o swoje życie. I nie można mieć do nikogo pretensji. Głowę zajmują rojenia o wolności, powrocie do domu, do dawnego życia, do dawnego siebie. Ta nadzieja, choć złudna i ulotna, to jednak stanowi jasny punkt, którego człowiek się chwyta.
„Aby żyć mógł jeden, drugi musi się poświęcić. To brutalna prawda, ale tak jest skonstruowany świat. Pretensje można mieć jedynie do Boga, że pozwolił na stworzenie takiego miejsca, takiego zmasowanego. Zresztą kim jest ten Bóg? Jeśli stworzył coś na własne podobieństwo, to czyją ma twarz: Hitlera, Mussoliniego, a może Himmlera, albo tych esesmanów, którzy strzelają do ludzi, jak do kaczek? Głodzą i torturują bez najmniejszych zahamowań”.
Posługując się słowami autorki, Niny Majewskiej-Brown powiem, że czytanie „Ocalonej z Auschwitz” wywołuje ciarki, które niczym spłoszone stado mrówek przebiega po plecach, budząc jeszcze większy lęk. Masz wrażenie, że trzymając powieść w dłoniach nieświadomie ubrałeś się w pasiak. Wszystko bowiem w „Ocalonej” jest tak prawdziwe, że wręcz nierealne. Śmierć i strach cię otumaniają, obezwładniają. Słowa powieści wnikają w ciebie i ciężkimi kamieniami kładą się na twoim sercu i płucach. Trudno oddychać, trudno nie towarzyszyć tym ludziom, o których czytasz, trudno zachować dystans. Bo to fakty.
Jest wojna, trafiasz do obozu koncentracyjnego, golą ci głowę, morzą głodem, fundują wszy i pasożyty, które cię zjadają za życia. Na koniec kilku Niemców nie grzesząc elokwencją, zaprasza cię do kąpieli. Umyjesz się „żydowski robaku” pod prysznicem, wraz z innymi „śmierdzącymi gnidami”. Odświeżysz się – drwią w żywe oczy ludzkich kościotrupów na dwóch nogach. Po kąpieli będziesz czysty, pachnący i może pozbędziesz się insektów z siebie. A ty, nagi, stawiasz krok, drugi, trzeci, a za tobą z łoskotem zatrzaskują się grube drzwi. Słyszysz za plecami zgrzyt zasuwy. Woda zostaje puszczona...
Woda? - pytasz. Przecież to nie woda?
Co to za powietrze, tu... ?
Co się dzieje?
Powietrze... ono już nigdy nie będzie czyste, nie będzie pachniało życiem. Ono śmierdzi. Powietrze stale przesiąknięte jest smrodem wydobywającym się z kominów obozowych. Co to jest? - pytają ludzie – co oni tam palą, że tak cuchnie? Na odpowiedź nie musisz długo czekać. To śmierć tak pachnie. Pachnie niemiecki ład i porządek. Gnidy usuwa się ze społeczeństwa, eliminuje według zasady - trzeba zbudować dobrą, czystą rasę. A ludzi pali, za murami obozu, pali się, jak śmieci w piecu.
Auschwitz i dom osiem kilometrów od zasieków. Rodzina.
Oświęcim i smród, który wżera się w mury budynków, w ludzi, w życie. I ten otępiający dźwięk – sygnał syreny obozowej – ktoś zbiegł – będą kontrole i rewizje. „Boże” - wznosisz prośby do Najwyższego wierząc jeszcze w Niego - „Boże, byle nie trafił do mnie. Niech skryje się gdzie indziej. Nie u mnie. Boże dopomóż, chroń nas. Amen”.
A ty? Słowa umykają, nie umiesz z siebie nic wydukać, nic powiedzieć. Każde otwarcie ust nie jest w stanie dobrać odpowiednich słów, które wyrażą to, co „Ocalona z Auschwitz” z tobą robi. Na długo zmienia, na bardzo długo, jeśli nie na zawsze...
Autorka, Nina Majewska-Brown odważnie wchodzi w temat ludzkiej niemocy, upodlenia i braku wiary we wszystko. Wojna, śmierć, Niemcy, obozy koncentracyjne i ludzie, którzy niczym nie zawinili. Ludzie, którzy przyszli na świat... wtedy...
Po „Ocalonej z Auschwitz” zaniemówisz na długo.
Otoczy cię cisza...
Słone łzy poleją się po policzkach, po brodzie, po szyi...
Przytulisz powieść do serca i oddasz hołd tym, co zginęli. Im wszystkim …
#agaKUSIczyta