„Skazany na Wimbledon” został wydany w trakcie trwania tego turnieju w 2019 roku. Podejrzewam, że był to zamierzony zabieg i dobrze się sprawdził, ponieważ osobiście po odebraniu książki włączyłam mecz i przy akompaniamencie dźwięków z kortu zabrałam się za czytanie. Można powiedzieć: +10 do atmosfery.
Czym jest zatem Wimbledon? To jeden z czterech najważniejszych turniejów tenisowych na świecie (razem z Australian Open, Roland Garros, US Open), tak zwany Wielki Szlem. Rozgrywany od roku 1877, dzięki czemu jest najstarszym turniejem w sezonie. Pośród zawodników najczęściej chwalony za prestiż oraz tradycje. Jedną z nich jest wciąż obowiązek grania w białych strojach. „Twarzą” Wimbledonu są także truskawki z bitą śmietaną, więc będąc w Londynie lepiej o diecie zapomnieć.
Artur Rolak jest polskim dziennikarzem sportowym i od 1992 roku także tenisowym. Ma na swoim koncie już dwie publikacje: wywiad z Agnieszką Radwańską „Jestem Isia” oraz biografię Łukasza Kubota „Żyjąc marzeniami”. Dlaczego teraz skupił się na konkretnym turnieju? Jak sam zaznacza we wstępie, ta lektura nie jest encyklopedią ani źródłem faktycznym opisującym Wimbledon, a wspomnieniami autora oraz historią, którą przeżył na tych właśnie mistrzostwach Anglii.
„Skazany na Wimbledon” jest podzielony na cztery akty. W pierwszym, Artur Rolak zrobił ranking 25 meczów, które najbardziej utkwiły mu w pamięci. Większość z nich przeżył jako widz na kortach All England Lawn Tennis and Croquet Club. Do każdego omawianego spotkania podszedł indywidualnie oraz subiektywnie. Zaznacza to, co na nim osobiście zrobiło największe wrażenie, ale też przypomina kibicom „białego sportu” czym mogli się kilka lat wcześniej zachwycać. Jest to niezwykły powrót do przeszłości, ponieważ niektóre z tych widowisk są zapamiętane przez wielu kibiców, również z Polski. Można dzięki temu wrócić do emocji, które się niegdyś przeżywało i to właśnie odkrywanie tej części książki sprawiało mi największą przyjemność.
Następnym rozdziałem są obiecane ciekawostki dotyczące konkretnych tenisistów, których dziennikarz miał okazję spotkać. W tym miejscu można mieć zarzut do autora o liczbę tych relacji, ponieważ liczyłam na większe wyczerpanie tematu oraz o informacje, jakich wcześniej nie mogłam odkryć. Ta część ma około 60 stron, więc nie jest pozbawiona interesującej merytoryki, ale jako że lektura jest właściwie wspomnieniem Artura Rolaka mógłby zdradzić w niej więcej detali.
W trzecim elemencie zostały opisane także wspomnienia, ale już w odniesieniu do dziennikarzy, których autor na Wimbledonie poznał lub takich z którymi miał okazję pracować. Pomimo, że tenisem interesuję się kilka lat, znajdowały się w tym miejscu nazwiska dla mnie zupełnie obce. Dlatego też bardzo dobrze czułam się czytając o osobach dla mnie nieznajomych, ale takich którzy z Wimbledonem mieli lub mają coś wspólnego. Było to jak odkrywanie nowych spostrzeżeń i poszerzanie swojej wiedzy tenisowo-prasowej. Niemniej jednak dla osoby, która z tym sportem nie jest tak blisko i aż tak głęboko nie doszukuje się nowości i dodatkowych informacji może być to rozdział mniej ekscytujacy.
W ostatniej części Skazanego bawiłam się już trochę gorzej, ale mimo wszystko wciąż czytałam z zaangażowaniem. Tutaj dziennikarz przybliżył to co bardziej odpowiadało tym wspomnianym wcześniej encyklopediom czyli fakty dotyczące angielskiego turnieju. Zostały one jednak opisane z taką samą przenikliwością jak pozostała część publikacji. Nie będę zdradzać szczegółów fabuły, bo odkrywanie każdego nowego aspektu jest przy czytaniu wartością dodatnią.
Dla kogo zatem jest to lektura. Na pewno dla fanów i kibiców tenisa. Bardzo przyjemnie czas przy niej powinny spędzić także osoby śledzące tylko starania Polaków, ponieważ tych narodowych odniesień też się kilka znajduje. Jeżeli ktoś interesuje się sportem czyli lubi poszerzać swoją wiedzę oraz horyzonty także powinna być to ciekawa historia. Również dlatego, że jej czytanie jest bardzo wciągające i w swoim przypadku zakończyłam je aż za szybko.
Jednak dla czytelnika, który o Wimbledonie nie słyszał, nigdy tenisa nie oglądał, odniesienia zawarte w książce mogą być niezrozumiałe i po prostu mało angażujące.
Według mnie publikacji tenisowych na polskim rynku wciąż jest za mało, każda nowość sprawia, że tę wiedzę, nawet jeżeli jest oparta na czyichś wspomnieniach, można budować, by potem pole do dyskusji się powiększało.