Agata Tuszyńska to ceniona autorka, pisarka i poetka. Specjalizuje się w spisywaniu przeszłości, co według czytelników wychodzi jej świetnie. Jej dzieła tłumaczy się na wiele języków, a jej sława wychodzi poza granice kraju. Właściwie wszystkie książki spod jej pióra odnoszą sukces. Tak też było i tym razem, w przypadku biografii "Tyrmandowie, romans amerykański".
Jest to biografia inna niż wszystkie, bo złożona z listów, jakie zakochani słali sobie przez całe wspólne życie. Leopold Tyrmand był znanym i szanowanym polskim pisarzem, autorem wielu uznanych dzieł, który w czasach komunizmu wyemigrował z Polski osiedlając się w Stanach Zjednoczonych. Mimo, że bardzo szybko i łatwo się tam zaaklimatyzował, a przyswojenie języka przyszło mu z niezwykłą lekkością, czuł się przede wszystkim Polakiem, i za tym też krajem tęsknił całe swe życie. Jednak to Ameryka była miejscem, w którym miał spełnić się zawodowo, znaleźć spokój, miłość i założyć rodzinę. Tak też się stało.
Tyrmand był szczerym i odważnym publicystą, nie bał się wyrażania własnego zdania, poglądów i opinii, nade wszystko cenił sobie wolność słowa i to właśnie te dewizy rządziły jego życiem.nZa to też zafascynowała się nim jego przyszła ukochana, którą nie od razu darzył uczuciem. Trzecia żona Tyrmanda, Mary Ellen, to z pochodzenia żydówka, amerykanka i jak o sobie mówi, przede wszystkim Polka. Niezależna i nowoczesna kobieta, która zakochała się najpierw w artykułach, a potem w samym pisarzu. Odważyła się napisać list do redakcji, adresowany do Leopolda. Ku swemu zdziwieniu uzyskała odpowiedź i spotkała się z pisarzem. Pierwsze wrażenie odbiegało co prawda od jej wyobrażenia o nim, jednak już podczas rozmowy rozpoznała w nim znanego z gazety człowieka i trochę...samą siebie. Łączyły ich upodobania, wizje przyszłości, poglądy. Wkrótce także i dzieci oraz historia. Byli bardzo zżyci ze sobą, zgrani i zakochani.
Jednak nie od początku było tak różowo. Mary wiedziała, że Tyrmand to playboy, który zdradzał ją niejednokrotnie, nie był skory do wierności i oddania. Jednak miłość pozwoliła jej zaakceptować wszystkie jego wady. Docierali się i poznawali, a Mary, jak sama twierdzi, rozkochała w sobie pisarza przede wszystkim swymi listami. To było zresztą główne spoiwo ich związku. Pisali do siebie setki listów, zawsze i wszędzie. To w nich wymieniali się opiniami i dyskutowali przy okazji zakochując się w sobie. Te listy potem, cudem odnalezione przez kobietę, stały się podstawą tej książki. Wszystkie w oryginalnych wersjach, bez cezury i retuszy, zostały zawarte w historii zbudowanej na nich samych.
Mimo, że wcześniej nie słyszałam o tej parze, zadziwiająco szybko przeczytałam lekturę, a każda strona wciągała mnie coraz bardziej. Historia życia i miłości tej pary jest nie tylko piękna, ale i wzruszająca przez ogromna dawkę romantyzmu w niej zawartej i czytając cały czas dziwiłam się, jak ich historia mogła się jeszcze nie doczekać ekranizacji.
Polecam ją zdecydowanie wszystkim bo jest to jedna z piękniejszych historii romantycznych jakie czytałam, w dodatku oparta, a właściwie stworzona w całości z autentycznych wydarzeń z życia dwojga ludzi. W dodatku opublikowane listy są nie tylko piękne, ale i często zabawne i wzruszające. Na oczach czytelnika Tyrmandowie poznają się i zakochują w sobie i obserwowanie tego to naprawdę miło spędzony czas, opatrzony mnóstwem zdjęć pary z archiwum prywatnego i nie tylko.