Okładka, bo to ona mnie jako pierwsza zahipnotyzowała i sprawiła, że nie mogłem oderwać uwagi od tej książki. Dzieło Tomasza Majewskiego. Cudownie mroczno-tajemnicza. Wpatrując się w nią mój umysł ogarniały myśli nie do końca dla mnie zrozumiałe, może później, może nigdy nieodgadnione.
A potem były już literki... wyrazy, zdania, strony. I te czarne myśli. Pełne gęstego mroku. Jakby noc wygrała walkę z dniem. Jakby ciemność wykurzyła jasność. Nie opuszczały mnie do samego końca tej opowieści wciągają w głęboką, pełną smutku i mroku czeluść.
Śmierć i wina.
Gniew i strach.
Słabość i kruchość.
Wilgoć i chłód.
Dowody i fakty.
Akcja i reakcja.
Potęga i delikatność.
Niemym bohaterem tej opowieści był las. Las jest piękny. Las jest potężny. Las jest tajemniczy. Las jest... oddechem. Tak bardzo potrzebowałem oddechu.
"Cisza zamknięta w czterech ścianach jest gorsza, kiedy do myśli wkrada się obawa o bezpieczeństwo najbliższych".
Znam twórczość Ewy Przydrygi, więc wiedziałem czego mogę się spodziewać. Mimo to, to co się zaczęło ze mną dziać podczas lektury tej książki ogromnie mnie zaskoczyło. Szczególnie rozdziały opisujące czas terapii. Czytane zdania wywoływały nieopisane uczucie, jakby zaczęła się otwierać we mnie czarna dziura pełna moich lęków... "Nic nie zabija bardziej niż lęk. Nic". Zassała mnie lepka breja moich dawnych lęków wybudzonych pod wpływem czytanej książki. Lęków, które siały spustoszenie w mojej głowie.
Każda i każdy z nas ma jakieś zagniecenia. Bohaterki i bohaterowie "Równonocy" również je mieli. Pochodzili z zupełnie różnych środowisk. Mówili różnymi językami. Łączyły ich trudne i bolesne doświadczenia z przeszłości, zagmatwane chore relacje i... uległość silniejszemu. Czułem się jak gąbka, która chłonie od nich wszystkich te ich doświadczenia. Mój umysł otulała mgła, szarobura jak ich doświadczenia. Kolejny raz autorka swoją książką zaburzyła mój ład. Kolejny raz wprowadziła chłód, który się zagnieździł we mnie.
Miewacie kryzysy emocjonalne podczas czytania? Ja miewam. A właściwie miałem po raz drugi w życiu. To był moment, gdy Justyna odzyskuje medalion, pamiątkę po siostrze. Jakoś ten fragment mocno poruszył moje serducho.
W gardle ugrzęzła mi wielka klucha, po plecach przeszły dreszcze, w oczach pojawiły się łzy wzruszenia. Czas na moment się zatrzymał. Moje serce również. Nie wiem ile czasu minęło zanim się ocknąłem. Ewo, poruszyłaś we mnie jakieś głęboko schowane wspomnienia. A może to po prostu empatia zabita we mnie codziennością? Mimo wszystko dziękuję.
"Równonoc" stała się dla mnie pewnego rodzaju terapią. Zanurzając się w tej historii czułem jak pancerz, którym okryte było moje ciało, leciutko zaczął pękać. Paraliżujący lęk wślizgnął się do mojego umysłu spowalniając moje reakcje na dziejące się tutaj wydarzenia. Wysysał ze mnie energię, przez co jakby we mnie było mniej mnie samego.
Finał tej opowieści zmiótł mnie z powierzchni ziemi. Rozsypałem się i jeszcze długo po lekturze nie potrafiłem się posklejać. Zostałem tak jak byłem...
... i nadal trwam w takim emocjonalnym rozgardiaszu.