„- Czy pan mnie… - Pytanie nie chciało przejść przez zaciśnięte gardło. - Czy pan mnie zabije? - wykrztusiła wreszcie.
On spojrzał na nią obojętnie.
- Nie jestem mordercą - odparł, a widząc błysk nadziei w oczach dziewczyny, natychmiast tę nadzieję zgasił: - Zazwyczaj nie.”*
Gdy zjawisz się w nieodpowiednim miejscu oraz chwili może zdarzyć się, że twoje życie całkowicie się zmieni. W brew własnej woli bierzesz udział w czyś co może cię w ogolę nie obejść, może cię uszczęśliwić, ale równie dobrze może sprawić, że będzie grozić ci wielkie niebezpieczeństwo. Nigdy nie wiesz co cię akurat spotka, możliwe, że w tym dniu po raz ostatni widziałaś rodzinę i przyjaciół…
Sonia, dwudziestokilkuletnia mieszkanka Warszawy, wraca właśnie z treningu teakwondo. Pech chciał, że w połowie drogi popsuła się taksówka i dziewczyna resztę drogi musi pokonać pieszo Jest już późno i aby znaleźć się jak najszybciej w swoim mieszkaniu wybiera najkrótszą drogę. Pech chciał, że właśnie w podziemnym przejściu, miejscu, które musi przejść, dochodzi do gangsterskich porachunków w momencie gdy się w nim znajduje. Dziewczyna staje się na ocznym świadkiem wydarzenia, a co gorsze zostaje oskarżona o współpracę z martwym człowiekiem. No nic zdaje się tłumaczenie, że nie ma z tym wszystkim nic wspólnego. Zostaje uprowadzona i przewieziona na Cypr. Czy dziewczyna zdoła przekonać gangsterów o swojej niewinności? Uda jej się przeżyć? Co takiego wydarzy się w tym malowniczym miejscu? Jaka jest prawda?
Mam słabość do utworów Katarzyny Michalak. Za każdym razem gdy sięgałam po coś co wyszło spod jej pióra wiedziałam, że mogę liczyć na niesamowitą dawkę emocji. Byłam pewna, że się pośpię, popłaczę, pozgrzytam zębami… No, wiadomo o co chodzi. Autorka trafiła w mój gust czytelniczy idealnie, a do tego w jakiś tylko sobie znany sposób nie raz rozstrajała mnie emocjonalnie. Przeczytałam do tej pory dziesięć jej książek, z czego dwie mnie rozczarowały. Jedna mniej, recenzowana niedawno „Lidka”, a druga, czyli omawiany dziś „Mistrz”, bardziej. Przykro mi, bo wiem, że Kasia potrafi pisać i to do tego bardzo dobrze. I nawet w tych dwóch przypadkach widać starą, dobrą Michalak.
Pójdę za ciosem i pierw wspomnę o tym co mi nie grało w tej powieści. Po pierwsze nie jestem w stanie zrozumieć czemu na kobiece łono cały czas mówiono „płeć”, w chwili gdy podczas jakiej gorącej sceny pojawiło się to słono klimat diabli brali, a ja powstrzymywałam cisnący się na usta chichot. Po drugie, skoro mowa już o tych gorących scenach, to ja chyba jakaś nie normalna jestem, bo te sceny w ogóle na mnie nie działały, no może czasem… Ale po tak promowanej książce jako erotyk spodziewałam się czegoś bardziej oddziaływującego na zmysły. Opisane sceny nie były niczym nadzwyczajnym i niestety czytałam inne, które bardziej rozpalały moją wyobraźnię. I jeszcze w tym temacie to zupełnie nie wiem co myśleć o częstym braku bielizny jednej z bohaterek, jakoś nie mogłam do tego przywyknąć. No ale to nie wszystko. Ciekawi mnie to czemu Vincent nie wiedział tak naprawdę kim jest Raul, skoro byli braćmi. Przecież tego kim jest nie dało się ukryć (piszę ogólnikowo, ale mam nadzieje, że ci co czytali wiedzą o co mi chodzi, nie chce zdradzić za dużo tym co mają powieść w planach dopiero).
Uważam, że promowanie tej powieści jako sensacyjny erotyk, z naciskiem na to drugie, było błędem. Wyrobiłam sobie zdanie, miałam nadzieję, no i na tym się skończyło. Za pewne inaczej by było jakbym nastawiła się na powieść sensacyjną z nutką erotyzmu. Teraz wiem, że nie powinnam podejść do niej indywidualnie, bez opierania się na opiniach innych. Bo tak naprawdę każdy jest inny i inaczej odbiera różne rzeczy. Jednej kobiecie wydarzenia z książki pobudzą zmysły do granic, drugiej lekko, a trzeciej wcale. Osobiście nie uważam, żebym chciała by mężczyzna mnie tak traktował. Kilka końskich, do tego pustych zalotów i mam być jego? Nie tak szybko, drodzy panowie.
No dobrze, trochę sobie ponarzekałam, a za pewne o czymś zapomniałam, bo książkę czytałam krótko po premierze, to teraz czas na plusy. Bo „Mistrz” mimo wszystkich moich „ale” jest dobry. Czyta się go szybko, mi wystarczyło kilka godzin na pochłonięcie książki, lekko i przejmie. Autorka miała fajny pomysł na fabułę, a i na brak akcji nie mogłam narzekać. Podobały mi się opisy miejsc, szczególnie Willi Rossa i to co w jej pobliżu. Piękny budynek i zachwycające widoki. Nie zżyłam się jakoś z bohaterami specjalnie, ale z lekkim przejęciem obserwowałam ich poczynania. Większość z nich mnie irytowała strasznie swoim postępowaniem, ale Pawła z miejsca polubiłam. To był chyba jeden normalny bohater, który nie wydawał mi się sztuczny. Dopóki nie przeczytałam Epilogu byłam wręcz zachwycona zakończeniem, było realne, jak w prawdziwym życiu, brutalne. Ale po przeczytaniu ostatniego zdania trochę mi przeszło, bo przypominało mi zakończenie „Nadziei”. Jest dobrze, ale wiem, że mogło być lepiej. Jednak nie żałuję poświęconego na „Mistrza” czasu.
Książka ta zbiera różne opinie, jednym się podoba mniej, drugim bardziej, a jeszcze innym wcale. W zależności od tego kto co lubi i sądzę, że również po części od tego na jaki okres czytelniczy trafiła powieść. Katarzyna Michalak ma swój styl pisania i dzięki temu jej książki czyta się naprawdę lekko i przyjemnie, nawet jeśli w powieści zgrzyta. „Mistrza” niestety nie polecę, sami musicie postanowić czy chcecie go przeczytać. A jeśli tak, nie wzorujcie się na opiniach innych, tylko wyróbcie sobie swoją.
*str. 26