Katarzyna Michalak, autorka kilkunastu bestsellerowych powieści („Poczekajka”, „Rok w Poziomce”, „Sklepik z Niespodzianką”, „Mistrz”).
Należy do najbardziej wszechstronnych polskich pisarek, swobodnie poruszając się między tak odmiennymi gatunkami jak powieść obyczajowa, sensacja, erotyk i fantasy. W planach ma również powieść historyczną i sagę rodzinną, jak również scenariusz serialu oraz komedii romantycznej.
Jej prozę cechuje wyjątkowe nasilenie emocji, wartka akcja, błyskotliwe dialogi i wyraziści, wiarygodni bohaterowie, z którymi łatwo się utożsamić.
Na co dzień Katarzyna Michalak mieszka w wymarzonym domku gdzieś na mazowieckiej wsi, jest mamą dwóch chłopców, cieszy się spokojnym życiem, śpiewem ptaków, pięknem przyrody i… pisze nową powieść.
Przed lekturą Mistrza o Katarzynie Michalak zdążyłam usłyszeć naprawdę wiele i były to opinie pełne skrajności, od bezbrzeżnych pochwał, po dość krytyczne recenzje. Sama nastawiona byłam niezwykle sceptycznie, nie czując przy tym zbyt wielkich chęci do zapoznania się z twórczością autorki, a już tym bardziej niechętnie zaczęłam do jej powieści podchodzić, gdy zobaczyłam, jak bardzo nie radzi sobie z krytyką.
Nastał jednak taki moment, że nie miałam już za co się zabrać, znów więc polecono mi Mistrza. Pomyślałam więc, czemu by nie spróbować?
Wystarczy zerknąć na słowa kluczowe opisujące powieść, by choć w małym stopniu móc wyobrazić sobie, jakiej tematyki ona dotyczy. Mamy tu erotyk, zbrodnię, mafię, narkotyki. Brzmi doprawdy interesująco, lecz czy naprawdę takie jest?
Jeśli zaś o samą fabułę chodzi - wszystko rozpoczyna się od momentu, gdy dziewczyna przyjmuje zlecenie uwiedzenia niejakiego Raula. Następnie akcja przenosi się do podziemnego przejścia, gdzie Sonia zostaje świadkiem porachunku mafii. Zostaje więc porwana i wywieziona na Cypr, gdzie akcja toczy się już praktycznie do samego końca.
Jeden dzień może zmienić wszystko, ale czasem jedna noc zmienia jeszcze więcej.
Brzmi w miarę interesująco, choć niestety jak to bywa z pozorami - potrafią nas boleśnie mylić. Na początek chciałabym powiedzieć nieco o bohaterach, nie wiedzieć czemu wszystkie ich imiona zwyczajnie mnie denerwowały, przywodząc wręcz na myśl jakąś telenowelę. Po lekturze kilku stron byłam pewna, że może Andżelika będzie naprawdę niezła w swej pracy i zaskoczy nas sposobem, którym spróbuje uwieźć mężczyznę. Nic bardziej mylnego, zwłaszcza, że przez resztę książki zachowuje się jak, za przeproszeniem - dziwka spod latarni. I to by było na tyle, jeśli chodzi o przejmującą historię dziewczyny- szpiega.
Kolejną postacią, której chciałabym się nieco bardziej przyjrzeć jest Raul, będący mężczyzną nad wyraz łagodnym, jak na szefa mafii. Mimo tego, że podejrzewał Sonię o to, że została przez kogoś wysłana, zapewnił jej co najmniej królewskie warunki życia, a do tego się w niej zakochał. Nie wiem czemu, lecz mam wrażenie, że w prawdziwej wersji tej historii zapewne po prostu by ją zastrzelił.
Lizał jak spragniony pies, lizał jakby to była muszla pełna waniliowych lodów. Lizał tak, jakby miał za chwilę umrzeć z pragnienia, a jej soki były jedynym napojem w zasięgu ust...
Kolejnym dobrym pośród 'złych' jest Paweł, będący postacią dość nijaką. W ramach ciekawostki dodam, że on również darzył Sonię nadmierną sympatią. Tak jak i Vincent.
Książka ta określana jest mianem erotyku, w dodatku zmysłowego. Bynajmniej jednak nie dało się dostrzec odzwierciedlenia tych dwóch cech w scenach seksu, a prędzej nazwać je można raczej nijakimi. Dodatkowo szczerze zdziwiło mnie określenie żeńskich narządów stosowane przez autorkę, mianowicie płeć. Czytałam bez większych problemów, aż tu nagle napotkałam to słowo, a w mej głowie rozległ się dźwięk zdartej płyty. Przez dobre kilka minut zastanawiałam się 'co autor miał na myśli'.
Sonia poczuła łzy pod powiekami. Dobre łzy. Znów miała kogo kochać. Miała dla kogo żyć. Miała z kim uciekać. I... miała do kogo wrócić.
Drugim elementem nie przestającym mnie zadziwiać było zachowanie owej mafii, które mamy okazję podziwiać w Mistrzu. Tacy potulni, chwilami wręcz serdeczni? Zakochujący się w zakładnikach? Brakowało chyba jeszcze tego, żeby wzięli się za ręce i zaczęli tańczyć w kółko.
Szczerze zdumiały mnie wybitnie pochlebne komentarze blogerów umieszczone na tylnej okładce, gdyż do arcy-fenomenu tej powieści jest naprawdę daleko. Pomijam już fakt, że po lekturze czułam się rozczarowana, może nawet trochę okłamana tymi przesadnie dobrymi słowami, nijak nie odzwierciedlającymi rzeczywistości.
Mimo wszystko dopatrzyłam się kilku zalet, a pierwszą z nich będzie język autorki. Jest dość bogaty, przy tym jednak zrozumiały dla każdego. Całość czyta się naprawdę przyjemnie, a czas ucieka bardzo szybko podczas lektury. Do tego dodać możemy bardzo ładną okładkę.
Nie jestem zachwycona, podejrzewam jednak, że fanom autorki się spodoba. Natomiast jeśli ktoś oczekuje, że w Mistrzu odnajdzie obraz prawdziwej mafii, przesycony erotyzmem i zmysłowością - ten raczej się rozczaruje.