„Brady podaje Jerome'owi lodowe przysmaki i żałuje, że nie są nafaszerowane arszenikiem. Albo może warfaryną. Nakarmić ich tym, aż zaczną krwawić z oczu, uszu i ust. Nie wspominając o odbytach. Wyobraził sobie, jak wszystkie dzieciaki na West Side upuszczają plecaki i swoje cenne komórki i krew im się leje z każdego otworu. Jaki film katastroficzny można by nakręcić!”
Stephena Kinga chyba nie muszę Wam przedstawiać. Ten amerykański autor książek grozy jest znany dla większości czytelników na całym świecie. Każdy, albo może prawie każdy natknął się kiedyś na jeden z jego utworów i nawet jeśli żadnego nie przeczytał (radzę nadrobić zaległości), to widział go na półce w księgarni. Stephen King to jeden z tych autorów, który niczym szóstkowy uczeń w ostatniej klasie liceum jest traktowany z taryfą ulgową i korzysta z wyrobionej wcześniej na swój temat opinii. Nawet gdyby jedna z jego książek okazała się zwyczajnym niewypałem, to zostanie mu to szybko wybaczone, a rzesze fanów będą czekać na kolejną książkę. Wcale to nie znaczy, że „Pan Mercedes” jest właśnie owym „niewypałem”. Dla mnie jest to jedna z lepszych książek, jakie miałam ostatnio okazję czytać i zaraz Wam wytłumaczę dlaczego.
Pamiętacie jeszcze niektóre zabawy z dzieciństwa? „W co dzisiaj się pobawimy? To ja będę policjantem, a Ty złodziejem!” - zawsze ktoś był tym „dobrym”, a ktoś inny tym „złym”, inaczej zabawa traciła sens. Stephen King w swojej najnowszej książce bazuje właśnie na najprostszym możliwym schemacie, a mianowicie przeciwstawieniu sobie dobra i zła. Kreuje dwie najważniejsze postacie, które choć mają identyczne inicjały B.H., to różnią się wszystkim innym. Inteligentny zwyrodnialec i podstarzały policjant. Wariat i człowiek zrównoważony psychicznie. Co z tego może wyniknąć? Eksperyment z powieścią detektywistyczną i interesująca analiza psychologiczna.
„Pan Mercedes” rozładowuje początkowe napięcie już w drugim rozdziale, bowiem wtedy dowiadujemy się, kto wciela się w rolę tego „dobrego i złego”. Nasza rola, jako czytelników, ogranicza się do dogłębnej analizy tych postaci. Według mnie ciekawszą z nich jest postać Brady'ego Hartsfielda, który kradzionym mercedesem dokonuje masakry pod City Center, gdzie grupa bezrobotnych ludzi, czeka z nadzieją na znalezienie pracy. Tę tragedię wzmaga jeszcze fakt, że pierwszy rozdział książki jest poświęcony właśnie tym ludziom. Poznajemy ich, wiemy kto tam stoi, wiemy, że wśród tych ludzi znajduje się niemowlę, a potem widzimy jak jakiś wariat wjeżdża w nich samochodem, a co więcej udaje mu się zbiec z miejsca wypadku. Brady Hartsfield nie poprzestaje na tym. Nawiązuje internetowy kontakt z emerytowanym policjantem. Bill Hodges daje się sprowokować i zaczyna „grać” z Panem Mercedesem w niebezpieczną grę, w której stawką jest jego życie i los jego przyjaciół. Kto jest bardziej doświadczonym graczem?
„Pan Mercedes” to książka, która przypomina mi „Ostatni bastion Barta Dawesa” - książkę, którą Stephen King napisał pod pseudonimem Richard Bachman. Jest to również utwór nieco lepszy od „Carrie” i o wiele lepszy od „Joylandu”. Posiada interesującą okładkę, która ilustruje nam pierwszą scenę w książce. Deszcz, a później mgła, wiele ludzi, którzy są symbolizowani przez parasole, i którzy czekają licząc na to, że może uda im się znaleźć lepszą pracę, a co za tym idzie lepsze życie. Tymczasem jakiś wariat wjeżdża w nich z impetem - nie swoim autem. Tytułowy Pan Mercedes, czyli Brady Hartsfield to niezwykle interesująca postać. Został wykreowany dogłębnie i szczegółowo. Poznajemy jego myśli, pragnienia, a co najważniejsze jego przeszłość. Mając pełne spojrzenie na jego życie, zaczęłam się zastanawiać, czy jest wariatem, a może jest nieszczęśnikiem, którego zniszczyło społeczeństwo. A może Brady Hartsfield urodził się zwyrodnialcem? Ciężko odpowiedzieć na to pytanie, ale na pewno to on wyróżnia się w tej książce. Chcemy poznać go bardziej, chcemy go więcej, choć jest zły i zepsuty do szpiku kości.
(...)
Jeśli będziecie szukać w tej książce wybitnego elementu zaskoczenia czy zagadek do rozwiązania, możecie się zawieść. Jednak jeśli szukacie dobrej literatury, książki która wciągnie Was w całości na trzy lub cztery popołudnia, to „Pan Mercedes” jest do tego idealny. Stephen King mnie nie zawiódł. Uważam, że jego nazwisko broni się samo w sobie. Z chęcią wystawiłabym tej książce ocenę maksymalną, bo czytanie jej sprawiło mi wielką frajdę, ale poczekam do momentu, aż przeczytam więcej książek tego autora. Powinna się znaleźć jeszcze niejedna perła wśród starszych pozycji.
www.NiebieskaObwoluta.blogspot.com