Akcja powieści rozgrywa się w dalekiej przyszłości, dokładnie 300 lat od dziś. Rozległa na ponad pięćset planet Unia Terrańska od kilku dekad toczy wojnę ze szczuropodobną rasą humanoidów zwaną Krag. Stawką jest przetrwanie ludzkości, bowiem wróg nie przebiera w środkach - próbował już ludobójstwa na ogromną skalę. Młody oficer marynarki Max Robichaux dostaje pod dowództwo własny okręt z niezwykle delikatną misją. Ale rzeczą trudniejszą niż przeprowadzenie owej akcji okazuje się być sama załoga, która woli sabotować własny okręt, niż przysłużyć się bezpieczeństwu ojczyzny. USS Cumberland, znany z tchórzliwej załogi, musi walczyć i przetrwać w rejonie wzmożonej aktywności wroga. Czy załoga poradzi sobie z zadaniem, czy ucieknie z podkulonym ogonem?
Spanikowałem trochę, gdy do moich rąk trafiła gruba na 530 stron książka o kolorowej, miękkiej okładce. Na szczęście po pierwszym przekartkowaniu okazało się, iż tekst czyta się bardzo przyjemnie. Litery są przyzwoitej wielkości, a odstęp pomiędzy wierszami przyjazny czytaniu. Zabrałem się za powieść zaraz po nowym roku i szybko odkryłem, że bardzo różni się od czytanych wcześniej cykli wydawanych przez Dom Smoka. Przede wszystkim powieść nie jest typowym hard science-fiction, jakby sobie tego życzył autor. Oczywiście wielokrotnie odwołuje się on w treści do zjawisk astronomicznych, podaje wielkości, prędkości, które są domeną literatury hard sf, ale częściej przywołuje je dla uzyskania spokoju wewnętrznego i nadania powieści odpowiedniego klimatu. Brakuje tu jednak takiego przenikania się informacji faktycznych z science-fiction jak było to np. u Iana Douglasa, Stanisława Lema, Philipa K. Dicka czy Johna G. Hemry. Z uwagi na sposób opowiadania historii - bo autor robi to po prostu bajecznie - na plan pierwszy wysuwają się cechy bardziej ludzkie, m.in. dramaturgia - często nadmuchiwania dość sztucznie, problemy załogi - np. z ekspresami do kawy, czy więcej wątków natury organizacyjnej lub szkoleniowej. Schemat powieści bliższy jest typowej "space operówce" niż poważnemu cyklowi scifi.
Pierwszy tom wciąga bez końca. Powieść napisana jest językiem prostym, ale zrozumiałem dla fana space opery. Autor przez pierwsze rozdziały zajmuje się głównie uporządkowaniem bałaganu panującego na statku. Pomimo, że akcji w tym niewiele, to historia wciąga na całego. Gdy zabrałem się za czytanie nie wiedziałem nic na temat autora, ani nie czytałem zamieszczonych z tyłu książki informacji od autora - i była to decyzja słuszna. Gdyż szybko zacząłem podejrzewać, że autor wzoruje się na serialach "Star Trek" lub innych space operach odcinkowych, w których tylko kilka na cały sezon zawiera jakąś akcję lubianą przez fanów - czyli walki i potyczki w kosmosie z udziałem okrętów. Większość kręci się wokół problemów na pokładzie, a są one najczęściej przeniesieniem problemów współczesnych tylko ubranych w kosmiczne szaty. Nie da się również odmówić nawiązania do problemu znanego z "Battlestar Galactica", czyli wyniszczającej wojny dwóch ras z wątkiem religijnym w tle. Co ciekawe, motyw ten przewija się przez cały tom, ale zostaje zatarty poprzez wmieszanie do tła innych ras, które jednak w konflikt pomiędzy ludźmi i Krag nie chcą się mieszać.
Przedstawione w powieści rasy wyraźnie ewoluują do postaci humanoidów, co jest tak bardzo typowe dla seriali scifi z XX wieku, a zaletom jest łatwe nawiązanie komunikacji z różnymi gatunkami, zupełnie inaczej niż w przypadku "Star Carriera" Douglasa. Tutaj w galaktyce pełnej różnych gatunków obowiązują umowy i traktaty regulujące granice oraz sposób zachowania w przypadku kontaktu. Słodko, ale to mi się akurat bardzo spodobało i przypomniało po raz kolejny o Treku, którego oglądałem jako mały brzdąc i traktowałem niemal jak religię ;) Innym przypominającym o klasycznym serialu TOS* jest zażyłość pomiędzy kapitanem i oficerem medycznym - wypisz wymaluj, Kirk i McCoy - którzy świetnie siebie uzupełniają - Robichaux jest kompetentnym oficerem z ogromną wiedzą teoretyczną i taktyczną, wspomaganym przez wytrawnego medyka i dyplomatę, ale kompletnego ignoranta w dziedzinie wojska - doktora Sahina. Później doczytałem, że autor nawet nie próbował się kryć z niektórymi nawiązaniami do przebojowych seriali z jego dzieciństwa. Wielki plus jak dla mnie, bo zadanie odrobił śpiewająco. Postacie są bardzo żywe i ciekawe, a już w pierwszym tomie wprowadził ich tak wiele, że trudno byłoby nie zauważyć ich kompleksowości i naturalności.