Kiedy ostatnim razem odwiedziłam bibliotekę, wszystkie książki, które mnie interesowały były już wypożyczone. Przez długi czas oglądałam wszystkie książki na półkach. Jeżeli była jakaś ciekawa – druga, trzecia i czwarta część. Niestety, ja zawsze mam takie szczęście. Wzięłam w końcu pierwsze, na które trafiłam, szybko czytając opis i niewiele z tego pamiętając. Dzięki temu wypożyczyłam „Wieczną Noc”. Od razu wiedziałam, że nie będzie to nic wartego poświęcenia. Zmusiłam się do przeczytania tylko po to, aby później napisać recenzję.
Prolog był nawet niezły, zapowiadał książkę, którą da się znieść. Pierwszy rozdział był zwyczajnie nudny, tak jak i pozostałe. Nic się nie dzieje, przez pierwsze pół książki musimy się męczyć z przemyśleniami Bianki na temat nowej szkoły i tego, czy Lucas ją lubi, czy też nie. Musimy znosić jej rozpacz po każdej kłótni i po tym, jak Lucas ją ignoruje. Właściwie, to nic się nie dzieje. Dopiero w połowie autorka „przypomina” sobie, że miała to być książka o wampirach, bo, nie ukrywajmy, o tym właśnie jest. Ciężko się domyśleć, nieprawdaż? A więc Bianca gryzie Lucasa podczas szkolnego balu i dowiadujemy się, że od zawsze wiedziała, że jest wampirem. Codziennie pije krew przy śniadaniu, jej rodzice są wampirami i żyją setki lat, widziała rozszarpane przez uczniów wiewiórki pod drzewami, ale nie, nie warto o tym wspomnieć, bo po co?
Dalej właściwie też nic się nie dzieje. Jest pewien moment, w którym autorka usiłuje trzymać nas w napięciu, ale nie udaje jej się to. Ale czego się spodziewać, po początkującej pisarce, przecież to jej (nieudany) debiut literacki. Oczywiście romans Bianki i Lucasa toczy się przez całą książkę, nawet kiedy główna bohaterka dowiaduje się jakże strasznej prawdy o swoim ukochanym.
Podobno we Włoszech ta książka osiągnęła sukces, 150 tysięcy sprzedanych egzemplarzy w ciągu dwóch miesięcy i najwyższe miejsca na listach bestsellerów. Nie wiem, jakim cudem tak wyszło. Pewnie we Włoszech nie sprzedają nic ciekawego i ludzie w akcie desperacji zaczęli czytać takie powieścidła. Nie ma w tej książce nic, dlaczego warto by ją przeczytać.
Styl autorki pozostawia wiele do życzenia. Niby są jakieś opisy, ale mam wrażenie, że pisane na siłę. Brakowało wielu rzeczy (choćby jakiejkolwiek akcji), a za dużo było przemyśleń Bianki.
Książka była nawet przyjemna w czytaniu, miło spędziłam wieczory. Jednak czasami nie dało się przeczytać więcej niż 20 stron za jednym razem. Dlatego tak się z nią męczyłam. Dla wielu jest to pewnie książka na jeden wieczór, o ile się z nią tyle wytrzyma. Na pewno nie polecam jej osobom dużo wymagającym od lektury. Spodoba się tylko tym, którzy lubią typowe młodzieżówki.
Moja ocena: 2/10