Styczeń to miesiąc pełen nowości. Nie muszę się martwić o brak książek do czytania. Wydawcy rozpieszczają mnie ze wszystkich stron. Są dni, kiedy jednocześnie wychodzi kilka tytułów godnych Skazanej uwagi. Taka sytuacja będzie miała miejsce już w najbliższą środę! Poza nowym Remigiuszem Mrozem (kontynuacja „Listów...” - u mnie w drugiej połowie lutego), Marcelem Mossem (podobnie), będzie również powieść Shari Lapeny. Udało mi się ją przeczytać przedpremierowo, dzięki uprzejmości Wydawnictwa Zysk i S-ka. Zapraszam.
Pewne małe miasteczko zamieszkuje pozornie szczęśliwa rodzina Sharpe'ów wraz z nastoletnim synem. Wkrótce jednak nadchodzi dzień, gdy ten sielankowy obraz zostaje zburzony. Okazuje się, że nastolatek włamał się do domów sąsiadów. Pomyślicie i powiecie, że jest złodziejem? Niekoniecznie. Jak się okazuje chłopak niczego nie ukradł, nikogo nie zabił (na swoje szczęście), nie został też przyłapany na gorącym uczynku. O co więc chodzi? Centrum jego zainteresowania stanowiły komputery. Używał ich do doskonalenia swoich hakerskich umiejętności. Rodzice są tym faktem wstrząśnięci. Matka wysyła sąsiadom anonimowe listy z przeprosinami. Chciała dobrze, ale osiągnęła efekt odwrotny do zamierzonego. Chwilę później okazuje się na dodatek, że mieszanka jednego z domów, do których zakradł się nastolatek, została brutalnie zamordowana. Kto zabił kobietę? Czy miał jakiś powód?
Kto mnie zna albo śledzi co niektóre wpisy, wie, że nie przepadam za fabułami z małymi miasteczkami. Morderstwo? Dlaczego nie. Problem w tym, że mniejsza ilość mieszkańców od razu zawęża mi drastycznie krąg podejrzanych. Taka sytuacja miała miejsce w przypadku książek Agathy Christie, u której dodatkowo nie podchodzi mi zupełnie styl. Tutaj natomiast odetchnęłam z ulgą. Małe miasteczko, ale wielu mieszkańców. Pełna paleta bohaterów działa u mnie tylko na plus dla całej książki.
Motywem, który z oczywistych względów interesował mnie najbardziej, było toczące się śledztwo. Za mną już setki kryminałów. Pomyślicie, że pewnie od razu odgadłam, kto zabił? Niestety, chociaż zadawałam sobie różne pytania. Całość na szczęście nie zwalnia tempa, występują tu niespodziewane zwroty akcji. To coś, za co również cenię kryminały. Do końca nie udało mi się rozwiązać zagadki. Może Wam pójdzie lepiej?
Tytuł tej książki powinien być dla nas przestrogą. Żadnego człowieka nie da się poznać w stu procentach. Przekonałam się o tym, niestety, na własnej skórze. Ileż to razy nam się wydaje, że danej osobie możemy ufać, a w momencie, kiedy jest nam najbardziej potrzebna, wychodzi to przysłowiowe szydło z worka? Identyczna sytuacja ma miejsce w każdej relacji. Człowiek to kot w worku. Wchodząc w jakąkolwiek relację, nawet stałą, świadomie go „kupujemy”. Nigdy z niego nie wyjdzie. Dlaczego? Ludzie często chcą ukryć swoje niedoskonałości, bo się ich wstydzą. Dlatego przybierają maski. Pamiętacie może „Ferdydurke” Witolda Gombrowicza? Kiedy my właściwie jesteśmy prawdziwi? Kiedy nie zakładamy masek i przestajemy grać? Nigdy. Człowiek zawsze dla drugiego jest niespodzianką. Zagadką nie do rozwiązania. Intensywność tego stanu zmienia się w czasie. Nigdy jednak nie dacie rady nikogo „rozgryźć” w całości.
Podsumowując, sięgając po nową powieść Shari Lapeny, nie będziecie zawiedzeni. Ja nie znam jej twórczości. Po tym tytule jednak wiem, że muszę nadrobić pozostałe. O ile dobrze kojarzę, są to osobne historie, więc tym lepiej. Czytało mi się tę książkę bardzo dobrze. Jest lekka, wciągająca. Nie nudziłam się i nie żałuję ani trochę poświęconego jej czasu. Polecam, sprawdźcie na własnej skórze.