Przed Wami recenzja książki, o której słyszał już chyba każdy bloger. Szczerze mówiąc, aż do ostatniej strony nie zamierzałam recenzować tego dzieła, ponieważ do tej pory napisano tyle pozytywnych opinii, że z pewnością wiele osób zostało zachęconych (w tym także ja). Problem w tym, że nie wiem co zrobić ze swoimi myślami, ponieważ wszystkie toczą się wokół amor deliria nervosa, dlatego najrozsądniej będzie przelać je na klawiaturę i dać Wam możliwość spojrzenia na to dzieło po raz kolejny, tym razem moimi oczami.
“Wiesz, że nie możesz być szczęśliwa, jeśli czasami nie bywasz nieszczęśliwa, prawda?”
Przybliżając fabułę: w świecie, w którym miłość jest uważana za chorobę, ludzie zmuszani są poddać się zabiegowi i przyjąć remedium sprawiające, że tracą zdolność kochania. Zwykle dzieje się to po skończeniu osiemnastego roku życia. Istnieją jednak przypadki, w których musi to nastąpić wcześniej, ponieważ doszło do zarażenia amor deliria nervosa, czyli “najbardziej zdradliwą chorobą na świecie”, jak mówi “Księga Szczęścia, Zdrowia i Zadowolenia”, na której wychowywane są wszystkie pokolenia. Przedstawia ona dokładnie, jakie są objawy choroby i wyjaśnia, że osoba niewyleczona umiera. Aby nie doszło do epidemii, dziewczęta i chłopcy aż do momentu zabiegu nie mogą ze sobą rozmawiać, spotykać się, a tym bardziej dotykać. Nawet ludzie dorośli, którzy są już sztucznie sparowani, nie powinni wykazywać objawów choroby - w przeciwnym razie grozi im powtórny zabieg, a w najgorszym wypadku dożywotnie więzienie lub śmierć. Teoretycznie nie da się tego uniknąć w świecie, w którym wszystko jest kontrolowane, a patrole czyhają za każdym rogiem. W mieście otoczonym granicami, z którego nie można sobie ot tak, po prostu wyjechać, wolność słowa nie istnieje, ale nikomu to nie przeszkadza. Bo przecież te wszystkie środki ostrożności jak i sama dobra wola państwa sprawiają, że ludzie wyzbywają się tej okropnej i paskudnej miłości i mogą być szczęśliwi...
“Mówią, że remedium ma zapewnić szczęście, lecz teraz rozumiem, że wcale tak nie jest i nigdy nie było. Pozostaje jedynie strach: strach przed bólem, przed cierpieniem, strach, strach, strach, egzystencja ślepego zwierzęcia, które się miota, obija o ściany, wędruje w labiryncie, przerażone, otępiałe i głupie.”
Lena jest prawie pełnoletnia, a więc do zabiegu zostało jej kilkanaście tygodni. Gdy ten czas minie, pozbędzie się zalążków choroby, która krąży w jej żyłach. Wtedy wreszcie będzie wolna i szczęśliwa, tak jak jej ciotka Carol oraz siostra Rachel. Lena nie może doczekać się przyjęcia remedium i nawet nie przypuszcza, że tuż przed jej nosem istnieją miejsca, w których zasady ustanowione przez Konsorcjum nie są przestrzegane. Dziewczyna nie wierzy w plotki; jej marzeniem jest stać się wyleczoną, bo tylko wtedy osiągnie szczęście, do którego wszyscy dążą. Ale co jeśli zazna czegoś zakazanego i dojdzie do wniosku, że przez całe życie żyła w kłamstwie? Co się stanie, jeśli na własnej skórze przekona się jak smakuje uczucie, które powoli zabija od środka? I jaki to będzie miało wpływ na całe jej życie?
“To niesamowite, że można się czuć chronionym przez kogoś i jednocześnie być gotowym na wszystko, nawet oddać życie, by chronić jego.”
“Delirium” to antyutopijna opowieść przepełniona bólem. Może i dzięki remedium ludzie nie popełniają przestępstw a ten cały nadzór sprawia, że są “prawymi obywatelami”, ale przecież nie zawsze zło jest najgorsze. Czasem obojętność krzywdzi o wiele bardziej. Po prostu tam, gdzie nie ma miłości, nie może być też szczęścia. I nie chodzi tylko o uczucie wiążące kobietę i mężczyznę, lecz także o miłość rodzicielską, której zwyczajnie nie ma. Matki wychowują dzieci według ustalonych zasad i bardziej z poczucia obowiązku i odpowiedzialności, niż z jakiejś głębszej przyczyny. To wszystko sprawia, że czytelnik czuje chłód, który otula każdego wyleczonego, mimo tego, że z pozoru wszyscy są szczęśliwi.
“Czasem mam wrażenie, że jeśli się tylko obserwuje rzeczy, siedzi się spokojnie i pozwala światu wokół nas po prostu istnieć, to wtedy na krótką chwilę czas zastyga i świat zatrzymuje się w ruchu. Tylko na krótką chwilę. I jeśli komuś uda się żyć w takiej chwili, będzie żył wiecznie.”
Jeśli chodzi o sprawy techniczne, to styl autorki jest naprawdę piękny. Najbardziej przykuwają uwagę fantastyczne porównania i metafory urozmaicające lekturę. Fabuła jest bardzo dobrze skonstruowana, choć istnieją elementy dające się przewidzieć, ale to nie wpływa na jakość utworu. Nie wspominając o ilości wartościowych sentencji i kreacji bohaterów, a także o widocznej różnicy między zachowaniem niewyleczonych i osób po zabiegu. Warto też wspomnieć, że ukochany Leny nie jest aroganckim i bezczelnym bogiem, jak to w niektórych książkach młodzieżowych bywa, więc nie musicie się zrażać. A jeśli myślicie, że wszystko pójdzie gładko, a zakończenia domyślicie się od razu na początku, to jesteście w błędzie.
Tak właśnie prezentuje się powieść Lauren Oliver, której bohaterowie muszą walczyć o to, co dla nich najważniejsze i próbować pokonać system. A nie jest to łatwe, bo jeśli tylko wystaje się z tłumu, od razu można zostać ukaranym. Istnieją jednak wartości, takie jak przyjaźń i miłość, których nie da się całkowicie zlikwidować, nawet za pomocą skomplikowanych zabiegów i operacji. Prawdziwy szczęśliwcy, którzy ich doznali, mają ze sobą siłę do walki i właśnie to może uratować im życie i sprawić, że świat zacznie dążyć ku zmianie.