"Za każdą osobą, która popełniła jakąkolwiek zbrodnię, stoi jakiś człowiek, który wyrządził jej jako dziecku niewyobrażalną krzywdę".
Wszyscy podlegamy temu samemu wyrokowi. Bogaci i biedni, chcemy czy nie chcemy, od urodzenia, jesteśmy skazani na śmierć. Ostateczność ta wisi nad nami, podobnie jak nad ludźmi, którym system sprawiedliwości zasądził najwyższy wymiar kary. I oni, i my rodzimy się tacy sami, bo każdy z nas może być zarówno dobrym, jak i złym człowiekiem.
Gong Ji-young to urodzona w 1963 r., jedna z najbardziej znanych koreańskich pisarek. Studenckie doświadczenia w antyrządowych protestach w latach 80. XX wieku, wykorzystała w swojej pierwszej książce pt. "Poranek". Jej twórczość często porusza problemy kobiet oraz dyskryminacji niepełnosprawnych. Jest laureatką wielu nagród literackich.
Yu-jeong po raz trzeci próbowała popełnić samobójstwo, gdyż brak matczynej miłości i trauma sprzed kilku lat, naznaczyła jej życie wyobcowaniem i smutkiem. Kobieta zamiast kolejnych wizyt u psychiatry, zgadza się na towarzyszenie swojej ciotce Monice, siostrze zakonnej, w wizytach u osób oczekujących na karę śmierci w seulskim więzieniu. Tam poznaje Yun-su, który popełnił straszną zbrodnię. To spotkanie okaże się początkiem wspólnej drogi, która w obliczu śmierci, nauczy ich jak żyć.
W swoich literackich wędrówkach spotykam czasami książki, które okazują się być swoistymi drogowskazami, trafnie kierującymi do miejsca, w jakim warto się na chwilę zatrzymać. Zatrzymać, by skierować swoje myśli ku temu, co na co dzień nieuchwytne, oddalane z serca i z umysłu. Taką książkę jest "Nasze szczęśliwe czasy", czyli kolejna perełka literatury koreańskiej, którą przeczytałam z nieukrywanym zachwytem, pomimo tak trudnej tematyki, jaką porusza. Bo o śmierci przecież nie rozmawiamy w zalewie kultu młodości. O śmierci nie chcemy myśleć, bo jak mówi Yu-jeong: "Śmierć jest przeciwieństwem posiadania", a posiadanie to już chyba nowa religia XXI wieku. Dlatego tak ważne jest sięganie po takie książki, nie będące opasłym tomiskiem serwującym masową rozrywkę. Ważne, bo kierujące nasze myśli na płaszczyznę spraw fundamentalnych, dotykających każdego z nas, bez wyjątku.
Pomimo tego, że tematem przewodnim "Naszych szczęśliwych czasów" jest śmierć to Gong Ji-young pisze tak naprawdę o życiu. O życiu, w którym jak pokazuje złożona kreacja psychologiczna Yun-su, nikt nie rodzi się tylko zły i tylko dobry, a smutek nie jest jedynie domeną ludzi biednych, pozbawionych życiowych perspektyw. Autorka w żaden sposób nie usprawiedliwia poczynań skazanego na śmierć, ale dzięki niezwykle trafnemu zabiegowi w postaci wplatania w fabułę kolejnych fragmentów pamiętnika mężczyzny, nazwanych Niebieskimi karteczkami, pokazuje co tak naprawdę znaczy słowo człowiek. Nie sposób opisać uczuć i emocji, jakie klarują się w czytelniku podczas zgłębiania rozmów głównych bohaterów. Nie sposób nie zatopić się w wewnętrznych rozmyślaniach Yu-jeong popartych pierwszoosobową narracją protagonistki. Nie sposób także nie uronić łzy zgłębiając ostatnie strony tej historii. Historii, która wskrzesiła we mnie szeroko zakrojonej refleksję w temacie winy i kary.
Gong Ji-young oddała w ręce czytelników pozycję zaliczającą się w dużej mierze do literatury zaangażowanej społecznie, dotykającej między innymi tematyki kary śmierci, która jak żadna inna, najmocniej poniża człowieka. Podczas lektury "Naszych szczęśliwych czasów" mniej znacząca okazała się więc dla mnie warstwa uczuciowa, jaką autorka zarysowała w opowieści o spotkaniu dwóch tak różnych światów. Poznając historię Yu-jeong i Yun-su uzmysłowiłam sobie bowiem, jak zawężone pole widzenia zbyt często kieruje naszym systemem oceniania.
Pomimo tego, że w Korei Południowej w praktyce nie dokonuje się już kary śmierci to według danych sprzed trzech lat, na wykonanie takiego prawomocnego wyroku nadal czeka 61 więźniów.