Katarzyna Michalak to autorka, której nie trzeba w przedstawiać. Recenzje jej książek regularnie pojawiają się na wielu stronach i wywołują wiele, najczęściej bardzo pozytywnych emocji. Autorka początkowo kojarzona z typowo babskimi książkami, już od dłuższego czasu próbuje sił w innych gatunkach. Zajmowała się już zarówno fantastyką, jak i tematyką o zabarwieniu erotycznym, ja póki co najbardziej cenie ją za „Nadzieję” poruszającą trudny temat i chwytającą za serce.
Seria owocowa należy do chyba najlżejszych w dorobku autorki. Bardzo optymistyczna, choć nie brakuje w niej i poważnych tematów, potraktowanych jednak z dużą porcją pozytywnych fluidów. Przynajmniej taka była książka, którą już jakiś czas temu czytałam, a po recenzjach innych śmiem przypuszczać, że były one podobne. Miałam dużą ochotę na taki zastrzyk optymizmu, dlatego sięgnęłam po kolejną książkę z tej serii, „Wiśniowy dworek”. Okładka jak zwykle bajeczna, co jest już chyba znakiem rozpoznawczym książek pani Michalak. Równie pięknych okładek może jej pozazdrościć niejeden znany polski pisarz.
Przejdźmy jednak do treści. Poznajemy dwie kobiety.
Danusia to spokojna, poukładana kobieta, której przyszło mieszkać w uroczym Wiśniowym Dworku. Pracuje jako nauczycielka w wiejskiej szkole i do pełni szczęścia potrzeba jej już chyba tylko sympatycznego mężczyzny u jej boku.
Danka to kobieta odważna i pewna siebie. Pracuje w międzynarodowej korporacji na stanowisku dyrektorki – praca stresująca ale i motywująca, o konkretnych zarobkach nawet nie wspominając. Jej również przydałoby się trochę miłości, generalnie jednak jest z życia zadowolona.
I choć obie kobiety całkiem nieźle odnajdują się w swoich rzeczywistościach, już wkrótce Danusia stanie się dyrektorką a Danka nauczycielką.
STOP! Łapka w górę, jeśli uważasz, że właśnie dopuściłam się spoilera. Ja sama moją trzymam już w górze. No bo jak można zdradzać coś tak istotnego, jak nic odebrałam Wam sporo frajdy z czytania. Zanim jednak zaczniecie na mnie krzyczeć, śpieszę poinformować, że spoiler pochodzi z książki i dopuściła się go sama autorka. To nie pierwsza książka, w której nie wiedzieć czemu uprzedza fakty psując niespodzianki. Wzięłam pierwszy przykład z brzegu, choć niestety to nie jest jednyny spoiler jaki znalazłam. I własnie tym rozpocznę moje dzisiejsze narzekanie...
Pozostańmy jeszcze przez chwilę przy tej zamianie. Danka, czyli nasza kobieta sukcesu, od początku budziła moje zastrzeżenia. Pracę dyrektorki dostała zaraz po studiach, gdy z odpowiednią osobą nieźle na imprezie popiła. Ze studentki w dyrektorkę – kto by tak nie chciał? I choć wiele stron później (co się nawkurzałam do tego czasu to moje) pojawia się uzasadnienie, czemu własnie ona, taka nieopierzona, nie zmienia to faktu, że z funkcją dyrektorki nieźle sobie radzi. Naturalny talent? Niekoniecznie. Autorka sprowadziła jej obowiązki do sporządzania raportów, spotkań i „przerzucania papierów”. Do takiego zakresu wystarczy chyba matura. Jak dla mnie to dość lekceważące podejście do bardzo odpowiedzialnej funkcji. Jak już wspomniałam, Danka staje się nauczycielką w wiejskiej szkole. Co więcej odnosi spore sukcesy. Wystarczyło wyuczyć się imion uczniów na pamięć i przestudiować parę poradników dla nauczycieli, by stać się nauczycielem godnym najwyższych wyróżnień. O naiwni Ci, którzy latami studiują, by ubiegać się o pracę w szkole...
Danusia to pierwotnie nasza nauczycielka, która obejmie stanowisko dyrektorki. Zaskoczę Was, jej też świetnie idzie. Potwierdza się więc teoria że dyrektorem może być każdy. Dziewczyna usprawnia mechanizmy współpracy z podwładnymi, wykorzystując metody dydaktyczne ze szkoły. Mało tego, w papierkach już po kilku dniach orientuje się lepiej niż prawdziwa dyrektorka. Czyżby parę przeczytała, zamiast jedynie przerzucać...
Możliwe, że zaczynam być złośliwa ale doprawdy nie wiem jak to wszystko traktować. Ja rozumiem, że książka na granicy baśni dla dorosłych ale i baśń jakiś sens powinna mieć. Zamiana ról to temat stary jak świat i w tym wydaniu jak dla mnie wypada najmniej wiarygodnie.
Zamiana to jednak dopiero początek przygód kobiet, które z pozoru nic wspólnego ze sobą nie miały, jednak po nieoczekiwanym spotkaniu okazuje się, że wspólnego mają naprawdę wiele. Do tego dochodzi mężczyzna, który obie uważnie obserwuje. Dlaczego? Tego nie zdradzę, ale i jemu nieco uważniej się przyjrzę.
Wychowany w bidulu. Uzdolniony, choć z przekory sprawia sporo problemów w szkole. Mimo to ktoś dostrzega jego talent informatyczny. Chłopak jeszcze nigdy nie widział szkoły średniej od środka ale już zajmuje się programowaniem (pewnie samouk, korzystający z książek ze świetnie wyposażonej biblioteki, który nocami wkrada się do jakiegoś pomieszczenia z komputerem, by trenować umiejętności) a nawet włamuje do systemów. Dlatego ów osoba chce zrobić wszystko, by chłopak trafił do liceum z rozszerzoną informatyką (gdzie pewnie będzie douczał nauczycieli, bo jego wiadomości prawdopodobnie już teraz przekraczają ich kompetencje). Chłopak ulega sugestii, że będą z niego ludzie i ... pięć lat później zarabia pierwszy uczciwy milion (zakładając portal społecznościowy). Potem stwierdza że uczciwość jest nudna i zajmuje się okradaniem banków. (z każdego konta odrobina, to nikt się nie zorientuje) Nic to jednak, jaki tam znowu kryminalista. W końcu okrada tylko ZŁE BANKI więc co się go czepiać? Dla ścisłości – bank to instytucja, która zatrudnia szereg pracowników, z których większość zarabia raczej niewielkie pieniądze. Niemniej istotne miejsce pracy. Bank udziela kredytów, dzięki którym normalni ludzie mogą sobie pozwolić na spełnienie marzeń, choćby na własne cztery kąty. Bez kredytu pewnie nigdy nie byłoby ich na to stać. Ale bank to bank, bank jest chciwy i pazerny, zły bank! Na korzyść mężczyzny ma również przemawiać fakt, że ma facet gest. Z ukradzionych pieniędzy i fundacje wspiera a i na drogi prezent fundusze znajdzie, więc przymknijmy oko na fakt, że z tego, co sobie zostawił, kupił sobie parę luksusowych posiadłości, sportowe samochody i jacht. Nic to, dobry złodziej, trzeba go kochać i wspierać...
To dopiero charakterystyka postaci, a recenzja niebezpiecznie sie wydłuża. Mogłabym jeszcze sporo pisać o momentach nie do końca logicznych ale po co, na co...
Ogólnie całość odbieram jako przemieszanie kilku znanych wątków (zamiana ról, portal społecznościowy, kradzież grosików z kont), które w moim odczuciu w nowej wersji nie wypadły specjalnie wiarygodnie. Wątków wzbudzających moje wątpliwości było tak wiele, że nie mogłam się odprężyć. Nie doświadczyłam również tego zastrzyku optymizmu, jaki pamiętam z innej książki z tej serii. Doskonale wiem, że fanki autorki wyczekują każdej kolejnej książki, jednak odnoszę wrażenie, że warto byłoby nieco zwolnić, wydać mniej książek w ciągu roku ale poświęcić im więcej uwagi. Może odczekać po napisaniu, by dopiero za jakiś czas przeczytać całość i co nieco poprawić. Z drugiej strony bardzo pozytywnych opinii tej książki nie brakuje, więc może po prostu czar autorki chwilowo na mnie nie działa?
Na obecną chwilę to dla mnie najsłabsza z przeczytanych dotąd książek autorki. Przymykając oko na szczegóły, można miło spędzić z nią czas, ale to zdecydowanie za mało, bym mogła ją dalej polecić. Mam nadzieję, że w przypadku zapowiadanej na ten rok i bardzo wyczekiwaniej przeze mnie „Bezdomnej” sytuacja się nie powtórzy...