„Wschodzący księżyc” to książka autorstwa Keri Arthur rozpoczynająca dziewięciotomowy cykl. Z opisu wynika, że jest to fenomenalne połączenie romansu, namiętności i akcji. Byłam ciekawa tej pozycji, a zachęciła mnie też oryginalna okładka. Nie byłam pewna, czy dziewięć części to dobry pomysł. Czy zmieniłam na ten temat zdanie?
Keri zupełnie zaskoczyła mnie usytuowaniem fabuły. Australia? Melbourne? Tego jeszcze nie było! Zachęcona tym nieoczekiwanym wyłamaniem się ze schematu, czytałam dalej. Byłam zachwycona wartką akcją, bowiem ledwo coś się kończyło, a już rozpoczynała się kolejna sprawa. Riley Jenson żyła w ciągłym biegu, a do tego zmagała się z księżycową gorączką, którą da się zaspokoić jedynie… Seksem. Może się to wydawać dość kontrowersyjne, ale naprawdę miałam do czynienia z książkami, w których było go dużo więcej. W tej pozycji autorka (dzięki Bogu) zachowała umiar, znała granice i ich nie przekroczyła. Sprawia to, że lekturę czyta się w zastraszającym tempie, krążąc wraz z bohaterką między coraz bardziej zagmatwanymi problemami, a swoimi partnerami, Talonem i Mishą. Niespodziewanie na progu jej mieszkania pojawia się nagi wampir, Queen O’Connor. Potrzebuje on pomocy brata Riley, Rhoana. Jak potoczą się losy dwudziestodziewięcioletniej kobiety, zważając na to, że w grę wchodzi tydzień najsilniejszej gorączki księżyca i odkrycia badań prowadzących do klonowania jej gatunku?
Riley Jenson to pracownica biurowa Departamentu Innych Ras. Jest wilkołakiem z cechami wampira- mieszańcem. Tak samo zresztą jak jej brat, Rhoan. Z tą małą różnicą, iż ten ostatni wykorzystuje swoje umiejętności w pełnieniu posługi strażnika w Departamencie. Riley nie chce nim być, gdyż nie lubi zabijać, mimo swoich pierwotnych instynktów. Woli bezpieczna siedzieć w biurze i ujawniać swoją naturę podczas tygodnia poprzedzającego pełnię księżyca. Jej płomienną naturę zdradzają równie płomienne włosy oraz usposobienie, które okazuje w obecności swoich kochanków: Talona i Mishy. Talon jest stanowczy i nieznoszący sprzeciwu, niebezpieczny i brutalny. Misha z kolei przejawia więcej czułości i namiętności. Bez zapowiedzi w życie bohaterki wkracza także Queen – seksowny, długowieczny wampir. Czy zdoła się oprzeć pokusie? Jack jest zwierzchnikiem Riley w Departamencie Innych Ras. Uparty, wciąż namawia ją do przyjęcia posady strażnika. Gdy tylko nadarzy się okazja, jest gotów ją do tego popchnąć – przy okazji. Charaktery postaci nie są specjalnie rozbudowane, ale każdy ma jakieś tajemnice, jakąś przeszłość. Łatwo mogę podzielić ich na łatwych, złych i neutralnych. Szczególnie polubiłam serdecznego i przyjaznego Rhoana oraz silną, niezależną, acz kobiecą Riley. Sądzę, że każdy znajdzie swojego ulubieńca i książkowego wroga, którym w moim przypadku stał się Talon.
„Wschodzący księżyc” jest to lektura dla tych, którzy poszukują niezobowiązującej pozycji na wieczór. Nie zmusza ona do przemyśleń, a pozwala mile się rozerwać. Połączenie akcji i namiętności okazało się strzałem w dziesiątkę, przy czym obydwie te rzeczy są podane w idealnych proporcjach. Przemówił do mnie nieskomplikowany język książki i bezpośredniość Riley-narratorki. Jedyne, czego zabrakło mi w tej książce, to prawdziwa miłość. Mam nadzieję, że tą kwestią Keri Arthur zajmie się w kolejnych częściach. Muszę przyznać, że skrzętnie zatuszowała jej brak niekończącym się działaniem. Kolejna nie za głęboka książka, przy której spędziłam wspaniały dzień pełen wrażeń. Pozostaje mi czekać na kontynuację i polecić ją innym, ponieważ warto jest się przenieść do słonecznego i intrygującego Melbourne, aby przeżyć tydzień księżycowej gorączki wraz z Riley Jenson.