Lubię czytać autobiografie, a ta szczególnie mnie zainteresowała, ponieważ jest to świadectwo osoby, która wiele lat spędziła w organizacji Świadków Jehowy. Autorka obiecuje, że „w książce tej niczego nie dodaje, nie przesadza, nie upiększa – wszystko jest oparte na prawdzie”. Dlatego przymknąłem oko na kiepską jakość wydania tej pozycji oraz dziwny dobór fontu, który w trakcie czytania męczył oczy i z entuzjazmem postanowiłem poznać „długą drogę do wolności” jaką musiała przebyć Hanka Nerdoni. Szczęśliwie sama książka do długich nie należy, ponieważ po względnie niezłym początku, z każdym kolejnym rozdziałem stawała się po prostu „gorzkimi żalami” kobiety, która czuje się (i pewnie faktycznie jest) pokrzywdzona przez organizację Świadków Jehowy.
SZCZERE WSPÓŁCZUCIE TO ZBYT MAŁO
Zacznijmy od tego, że szczerze współczuję autorce wszystkiego przez co przeszła w swoim życiu. Nie ma na tym świecie sprawiedliwości, a wyraża się to choćby w nierównym starcie jaki mamy. Mówi się, że rodziny się nie wybiera, i bez wątpienia jest to prawdą. Nie wybiera się też miejsca, w którym przychodzimy na świat, co przecież tak mocno determinuje resztę naszego życia.
Hanka Nerdoni miała trudne dzieciństwo. Urodziła się na Białorusi i dość szybko została rozdzielona z rodzicami, ze względu na prześladowania jakie dotknęły Świadków Jehowy. Najpierw ojciec, a w kolejnym roku także matka, zostali skazani na wieloletni pobyt w łagrach na Syberii. Również autorka, wraz z bratem i opiekującą się nimi ciotką, zostali wysiedleni. Przejmujący jest opis wielotygodniowej podróży bydlęcym wagonem w głąb kraju, po tym jak dostali raptem kilka godzin na spakowanie skromnego dobytku. To co spotkało Hankę Nerdoni można określić mianem gehenny i bez wątpienia odbiło się to na całym jej życiu. Ogromnie była krzywdzona nie tylko przez aparat socjalistycznego państwa, ale również przez najbliższych. Autorka pisze o tym otwarcie, bez ogródek, wspominając nawet gwałty, których doświadczyła ze strony starszego o kilka lat brata. Ciężko było o tym czytać bez łez w oczach. Jednak szczere współczucie dla autorki to zbyt mało, aby uznać tę książkę za dobrą.
Miałem nadzieję, że dowiem się więcej o funkcjonowaniu organizacji Świadków Jehowy „z pierwszej ręki”, od kogoś kto całe dekady był jej aktywnym członkiem. W pierwszych rozdziałach autorka faktycznie podaje trochę konkretnych danych i zarys historyczny. Oficjalnie organizacja ta zrzesza w Polsce około 120 tysięcy członków. Ja osobiście zetknąłem się z wieloma osobami, które kształtowane były przez nauczanie w Salach Królestwa. Stąd zdecydowałem się na lekturę tej autobiografii – by lepiej zrozumieć jak to jest być członkiem tej organizacji. Nie czuję jednak aby lektura ta wniosła do mojej świadomości coś ponad to, co już w niej było.
WSPOMNIENIA UTOPIONE W GORZKIM ŻALU
Niespójność autorki nie pozwala ocenić mi tej książki wyżej. Druga część „Mojej długiej drogi do wolności” to de facto użalanie się Hanki Nerdoni nad niesprawiedliwym losem jaki ją spotkał. Praktycznie wszyscy są źli, znikąd pomocy, a wśród Świadków Jehowy jedynie obłuda, kłamstwo i nastawienie na pieniądze. Czy świat jest tak zero-jedynkowy? Co prawda autorka pisze o swoich życiowych błędach, ale zdaje się nie dostrzegać własnej hipokryzji, gdy bez problemu zarzuca ją tak wielu ze swojego otoczenia. Wdała się w internetowy romans ze znacznie młodszym arabem, następnie porzuciła (na kilka lat) swojego męża i dziecko, przenosząc się do kochanka – ale z przemyśleń autorki wynika jedynie, że nie potrafi zrozumieć i wyjaśnić „tej afery”, a między wierszami wyczuwamy, że winni temu byli inni, w tym Świadkowie Jehowy.
Hanka Nerdoni wyraża wielokrotnie oburzenie, że inni członkowie organizacji prowadzili podwójne życie, sama jednak otwarcie pisze o tym, że przez wiele lat pracy, nikt w zatrudniającej jej firmie nie domyślił się nawet jej wyznania. Wymyślała kłamstwa, aby unikać np. firmowych potańcówek. Wynika z tego (i innych przytoczonych faktów), że autorka de facto nigdy nie wierzyła w to co głoszą Świadkowie Jehowy, a mimo to uparcie przez lata trwała w tej organizacji. Czy to też nie jest swoistą obłudą?
Współczuję autorce tego co przeżyła w swojej młodości. Nie zyskała jednak mojej sympatii ze względu na podwójne standardy, którym wielokrotnie dała wyraz w tej niedługiej przecież książce. Wraz z mężem i córką wyemigrowała do Niemiec w poszukiwaniu lepszego, wygodniejszego życia. Opisuje wiele frustracji związanych z tym, że nie otrzymała pomocy, której oczekiwała. Nie przeszkadza jej to jednak w innej części książki narzekać na emigrantów zarobkowych, którzy „zabrali pracę” innym, gdy wraz z córką szukała lepszego życia na Cyprze:
„Kiedy Polska a później Rumunia i Bułgaria weszły do Unii Europejskiej, przybyła z tych krajów na Cypr masa ludzi, którzy zabrali pracę innym. Kiedy Reza miał poprzednio dniówkę osiemdziesiąt euro netto, tamci zgadzali się pracować za trzydzieści euro netto. Życie na Cyprze stało się niemożliwe.”
DŁUGA DROGA, ALE CZY DO WOLNOŚCI ?
Autorka sporo pisze o pieniądzach, co świadczy o tym jak wielką wagę do nich przywiązuje, nawet jeśli twierdzi inaczej. To przypomina mi moje spotkanie z pewnym człowiekiem przed laty, który wielokrotnie zapewniał mnie, że „nie przeszkadza mu to, iż nie jestem katolikiem”. Mi zupełnie nie przeszkadzało to, że on jest katolikiem, ale nie musiałem przecież tego mówić. Gdy jednak w przeciągu dwóch godzin po raz czwarty składał tą deklarację wspaniałomyślności, zrozumiałem, że jednak stanowi to dla niego duży problem. Hanka Nerdoni zapewnia, że nie jest mściwa, jednak jej autobiografia jednoznacznie wskazuje na to, że w jej sercu wciąż jest wiele żalu, który nie znalazł ukojenia. Może książka jest próbą rozliczenia się z przeszłością? Nie czuję jednak aby znalazła ona faktycznie drogę do wolności, przynajmniej w temacie „odpuszczenia naszym winowajcom”. W książce znajdziecie wiele fragmentów typu:
„Druga operacja odbyła się po kilku latach, w klinice. Było podejrzenie raka, ale na szczęście okazał się niezłośliwy. W ciągu czternastu dni pobytu tam odwiedziło mnie jedno małżeństwo ze zboru na dzień przed wypisaniem mnie do domu. Takie zachowanie bolało, bardzo bolało. Nie jestem mściwa, daleko mi do tego, mściwość nie należy do cech mego charakteru. To, co opisuję, jest przedstawieniem prawdy, obnażeniem religii, która mieni się być religią prawdziwą.”
„Nie muszę wspominać, że ludzie osiadli od dawna w Niemczech, nie mówiąc już o Niemcach, prawie wszyscy mają samochody. Chodziliśmy jakiś czas pieszo na zebranie – godzinę w jedną stronę i godzinę z powrotem. Oni po zebraniu wsiadali do aut po dwie, trzy osoby i machali rączkami, wołając: Tschuss! Serce bolało, widząc pięcioletnie dziecko maszerujące swoimi małymi kroczkami. Dlatego później kupowaliśmy bilet, co przy skromnej pomocy, jaką otrzymywaliśmy, było dla nad dużym obciążeniem.”
Co z tego, że autorka twierdzi, iż nie jest mściwa, skoro sama decydując co w jej mniemaniu jest najważniejsze dla prezentowanej autobiografii, decyduje się nas poinformować o tym, że po emigracji do Niemiec, jej ojciec oddał na wieś porzuconego przez nią psa i …:
„Pies za jakiś czas został zastrzelony przez sadystę milicjant, bez żadnego powodu. Po 2000 roku dowiedziałam się, że ten milicjant zginął w wypadku samochodowym. To był człowiek, a Cezar był tylko psem, ale naprawdę odczułam jakąś satysfakcję, że chyba spotkała go zasłużona kara”.
Ja wstydziłbym się pojawienia takich myśli, a co dopiero umieszczenia ich w swojej autobiografii, która została przecież zadedykowana „wszystkim, którzy chcieliby poznać prawdę o organizacji Świadków Jehowy”.
Nie mogę Wam polecić tej książki. Więcej na temat metod działania organizacji Świadków Jehowy oraz jej nauczania znalazłem w powieści „Apostatka”, którą miałem okazję niedawno recenzować.
Największym plusem książki Hanki Nerdoni jest to, że zwróciła moją uwagę na inną pozycję, po którą planuję w najbliższym czasie sięgnąć – „Kryzys sumienia” autorstwa Raymonda Franza, byłego członka Ciała Kierowniczego Świadków Jehowy. Niestety nie sądzę, że autorka opisywanej książki znalazła już drogę do wolności. Póki co wyszła po prostu z organizacji Świadków Jehowy, ale nie jest to wcale tożsame z prawdziwą wolnością, której jej (i Wam) szczerze życzę.
Książka „Moja długa droga do wolności” to bardzo osobista i niezwykle szczera opowieść o życiu podporządkowanym w najdrobniejszych szczegółach wymogom organizacji religijnej i mozolnym wyzwalaniu się...
Komentarze
@Brzezina · ponad 2 lata temu
Ciekawa recenzja, z tego co piszesz to autorka ma bardzo roszczeniowe podejscie do życia. Ja znam kilka osób tego wyznania, niektórzy są dobrymi ludzmi a inni nie, tak jak wszędzie.
Książka „Moja długa droga do wolności” to bardzo osobista i niezwykle szczera opowieść o życiu podporządkowanym w najdrobniejszych szczegółach wymogom organizacji religijnej i mozolnym wyzwalaniu się...
Gdzie kupić
Księgarnie internetowe
Sprawdzam dostępność...
Ogłoszenia
Dodaj ogłoszenie
2 osoby szukają tej książki
Pozostałe recenzje @atypowy
Niezwykły świat sztuki, miłości i tajemnic
„Czuwając nad nią” Jean-Baptiste’a Andrei to powieść, która zachwyca nie tylko treścią, ale również pięknym stylem i wydaniem. Książka została opublikowana przez Znak Ko...
"Krótka historia ekonomii" autorstwa Nialla Kishtainy to fascynująca podróż przez historię jednej z najbardziej wpływowych nauk społecznych. Autor jest cenionym brytyjsk...