Można powiedzieć, że Tessa Brown zaczęła odrębny rozdział w życiu. Po tym, jak wspólnie z przyjaciółmi udało jej się powstrzymać prawdziwe piekło na ziemi, próbuje odnaleźć się w nowym miejscu i w nowej pracy. Trudno jednak powstrzymać wspomnienia, zwłaszcza te związane z utratą – tym bardziej, że z czasem te załomoczą do drzwi z podwójną siłą.
Tessa rusza śladem tajemniczych skarabeuszy, których odnalezienie może zapobiec katastrofie. Niestety niepokoi ją pewien irytujący facet, który wie o niej zdecydowanie za dużo. Ponownie da o sobie znać także podwójna natura najlepszej łowczyni demonów w okolicy.
Zawsze, kiedy człowiek odkryje jakąś serię i pierwszy tom okazuje się rewelacyjny, oczekiwanie na drugi budzi ambiwalentne uczucia. Z jednej strony już nie można się doczekać kontynuacji przygód ulubionych bohaterów, a z drugiej gdzieś tam w środku pojawia się obawa, że kolejna część nie będzie już taka dobra i czar pryśnie. Odnoszę jednak wrażenie, że w przypadku D. B. Foryś mamy do czynienia jedynie z tendencją wzrostową. „Tylko martwi mogą przetrwać” to nie tylko godny następca „Tylko żywi mogą umrzeć” – to także jeszcze bardziej dopracowana, wciągająca powieść, która rozpieszcza wyobraźnię.
Dla mnie chyba największą zaletą książki jest nietuzinkowy styl autorki. Pełno w nim humoru, ironii i lekkości, a przy tym wszystkie opisy są niezwykle obrazowe, z kolei dialogi w stu procentach naturalne. D. B. Foryś pisze tak, że mimowolnie stajemy się uczestnikami wszystkich wydarzeń, i to od początkowych stron. Na pierwszy rzut oka może się wydawać, że wniknięcie do zupełnie nowego świata przedstawionego, szczególnie takiego, gdzie panują nadnaturalne normy, jest dość trudne. Musimy pojąć wszystkie zasady działania, rozeznać się w sytuacji i jakoś nauczyć stąpać po niepewnym jeszcze gruncie. Tymczasem w przypadku serii o Tessie Brown bardzo szybko poczułam, że jestem nie tylko czytelnikiem i obserwatorem opisywanych scen, ale również że mam w nich jakiś udział. Dodam jeszcze to, o czym wspominałam podczas recenzowania pierwszej części: sceny walk są znakomite, jakby żywcem wyjęte z kinowego ekranu.
Pamiętam, że kiedy dopiero zaczynałam swoją przygodę z tym cyklem, nie potrafiłam sobie wyobrazić, w jaki sposób autorce udało się udźwignąć taką mieszankę gatunkową. Fantasy, horror, komedia, romans – jakim sposobem te wszystkie elementy mają ze sobą współgrać? O dziwo została wypracowana bardzo zgrabna równowaga, która utrzymuje się w drugim tomie. Oczywiście w powieści dominuje paranormalność, jednak wstawki humorystyczne czy niczym z dobrego filmu grozy tu i ówdzie zaglądają nam w oczy, a i wątek miłosny odgrywa duże znaczenie (ci, którzy obawiają się przesadzonej słodkości: spokojnie. Do Tessy nie pasują jednorożce czy konfetti w kształcie serduszek).
Fabule też raczej nie mogę niczego zarzucić. Akcja jest ciekawa i wciągająca, nie brakuje gwałtownych zwrotów, które w jednej chwili potrafią wywrócić wszystko do góry nogami. Kiedy już mi się wydawało, że nie da się mnie zaskoczyć, że poznałam każdą tajemnicę, na jaw wychodziły kolejne szczegóły. Zwłaszcza finał jest widowiskowy: nieco niepokojący, dynamiczny, pełny niespodzianek. Właśnie tak powinny wyglądać zakończenia – oferować czytelnikowi emocjonalny upadek z dużej wysokości i jednocześnie rozpalać apetyt na więcej. Powieść jest okraszona nawiązaniami do Biblii, mitologii czy chociażby sztuk walki. Taka tematyka niesamowicie do mnie przemawiania, na dodatek autorka potrafi przerobić strzępy informacji na swój sposób, przez co nie mamy do czynienia z kalką na podstawie żmudnej bibliografii. Widać research, ale jednocześnie ogromną kreatywność podczas budowania świata przedstawionego.
Wiele z tego nie miałoby racji bytu, gdyby nie bohaterowie, a szczególnie główna zainteresowana, czyli Tessa. Zapewne nie jestem osamotniona w tym, że bardzo często irytuje mnie wiodąca postać kobieca, z której perspektywy jest prowadzona narracja. Nie wiem, dlaczego tak się dzieje – po prostu prędzej czy później okazuje się, że nie przepadam za jej charakterem, sposobem wypowiedzi i ogólnym zachowaniem. W przypadku Tess jest odwrotnie. Choć mogłabym jej wiele zarzucić, to jednak czuję się z nią mocno związana i uwielbiam jej sarkastyczne komentarze oraz skrywaną, ale coraz bardziej wychodzącą na wierzch wrażliwość. D. B. Foryś zadbała o to, by pogłębiać portret psychologiczny swojej bohaterki, więc coraz więcej się o niej dowiadujemy i jesteśmy świadkami jej rozwoju. Nie inaczej jest w przypadku innych postaci, których jest tutaj sporo, a w drugim tomie dochodzą kolejne. Każdy z nich – bez względu na to, czy to ksiądz-egzorcysta, czy może demon – ma bardzo „żywą” i autentyczną osobowość.
„Tylko martwi mogą przetrwać” zdecydowanie dorównało poziomem swojemu poprzednikowi, pokazując historię dopracowaną, przemyślaną i logicznie rozplanowaną. Płynność i plastyczność języka w połączeniu z bardzo intrygującym, barwnym tłem daje książkę, obok której ciężko byłoby mi przejść obojętnie. To niemalże tak, jakby autorka dobrze wiedziała, co lubię i czego poszukuję w takiej literaturze, po czym podawała mi to na tacy – jako czytelnik czuję się więc zupełnie usatysfakcjonowana i już teraz czekam niecierpliwie na tom trzeci, który ma zakończyć historię Tessy. Oby było równie dobrze i wciągająco, a będę miała kolejną ulubioną serię na półce.