Myślę, że o Eduardo Mendozie słyszała większość z nas. Pozwolę sobie zacytować fragment opisu jego twórczości, który znaleźć możecie na stronie Wydawnictwa Znak: „Swoją twórczość [Mendoza] określa mianem literackiego pijaństwa bądź powieściowego chuligaństwa. ” Uważam, że jest to niesłychanie trafny cytat, szczególnie w obliczu książki, którą teraz chcę zaprezentować.
„Wyspa niesłychana” to powieść przedziwna. Składa się ona z tak wielu maleńkich elementów, że trudno ją jednoznacznie opisać, ocenić czy sklasyfikować. Nie potrafię nawet napisać czy jestem na „tak”, czy też na „nie”. Było mi niezwykle trudno przedrzeć się przez pewne momenty, a potem połykałam kolejne strony z prędkością światła. Żeby usystematyzować nieco te moje haotyczne odczucia zacznę może od tego, że książka opowiada historię Fabregasa – człowieka, który pewnego dnia pakuje manatki, rzuca dobrze prosperującą firmę, byłą żonę, syna oraz całą Barcelone i przenosi się do nieznanej Wenecji. Nie wie po co, nie wie na jak długo i gdzie dokładnie ma zamieszkać. Wybiera pewien hotel i rzuca się w wir zwiedzania miasta. Właśnie podczas jednego z pierwszych spacerów spotyka tajemniczą kobietę. Maria Clara jest odziana w długą czasną pelerynę, towarzyszy jej były wspólnik, czy też klient Fabregasa. Niby nic dziwnego, ale Maria Clara, dowiedziawszy się gdzie Fabregas osiadł, zaczyna go niespodziewanie odwiedzać, nachodzić, pokazywać miasto, a nawet zabiera go do przedziwnego miejsca, jakim jest podupadający pałac, w którym wraz z rodzicami mieszka. Pewnego dnia Maria Clara stawia wszystko na jedną kartę i prosi Fabregasa o dużą sumę pieniędzy. Zakochany Fabregas pożycza, choć wie, że to pieniądze na wyjazd. Czy Maria Clara wróci, a stosunki tej dziwnej pary w końcu się ocieplą? A może już zawsze, mimo widocznego uczucia, będą się do siebie zwracać per pan/pani?
Dlaczego twierdzę, że książka jest trudna w odbiorze? Otóż, dlatego, że Wenecja opisana w niej jawi się czytelnikowi jako miasto pełne tajemnic, niechlubnych czynów, mordów, kłamstw i złudzeń. Naszpikowana mitami i przypowiastkami „Wyspa niesłychana” to powieść, w której teraźniejszość miesza się z przeszłością, prawda z fałszem, święci z utracjuszami, a prawdziwa miłość z przelotnymi romansami. Fabregas to człowiek, który stoi na rozstaju dróg. Jest zagubiony, chory, zmarnowany, śmieszny i bezmyślny. Dni upływają mu na obijaniu się po pustych uliczkach Wenecji, lub wpatrywaniu się w hotelowy sufit. Maria Clara to kobieta niezależna, acz pełna wewnętrznej walki, rozpaczliwie szukająca wyjścia ze swojej trudnej sytuacji. Jej rodzice to groteskowa para nieudaczników. A może to tylko pozory? Może wszyscy ci bohaterowie spotkali się w złym miejscu o złej porze, a w innych okolicznościach okazaliby się prawdziwymi szczęściarzami?
Książka porusza temat poszukiwania celu i radości w życiu oraz radzenia sobie z beznadzieją, która atakuje każdego, bez względu na status majątkowy, wiek i narodowość. Zagadnienia zawarte w niej bez wątpienia dają do myślenia. Robią to jednak w dość męczący sposób. Po kilku kartkach byłam przybita i zadziwiona tym, że bohaterowie tak mało robią, by odzyskać stabilizację. Dlaczego więc nie spisuję całej powieści na stratę? Nie pozwalają mi na to ostatnie strony powieści. Oczywiście nie zdradzę ich treści, ale gwarantuję, że warto się przebić przez 100 dość miałkich kartek, żeby zostać zalanym ogromną dawką pozytywnych emocji.
Z Mendozą mam do czynienia poraz drugi. Chyba tylko dlatego, że byłam na to przygotowana, nie dałam się zwariować zagmatwanemu językowi, do którego autor się ucieka. W książce dialogów jest jak na lekarstwo, za to długie opisy ciągną się niekiedy przez 4, 5 stron. Wyszukane słowa nadawają książce powagi, a przygłupie wyrażenia niektórych z bohaterów śmieszności. Nie chcę przez to powiedzieć, że „Wyspa niesłychana” to powieść zabawna. Powiedziałabym bardziej, że jest to poważna opowieść o niezbyt poważnych ludziach. Dlatego właśnie rozpoczęłam recenzję od cytatu. Uważam, że Mendoza chciał, żeby jego bohaterowie czasem nieźle nachuliganili, albo robili wrażenie kompletnie zalanych.
Cóż jeszcze mogę dodać? Książka przypadnie do gustu fanom Mendozy. Na tyle, na ile mogę się orientować, jest ona sztandarowym przykładem pióra tego hiszpańskiego autora. ”Wyspę niesłychaną” polecam wszystkim, którzy lubią popatrzeć na życie w nieco przygnębiającym wydaniu. Polecam ją również tym, którzy są gotowi do poświęceń, aby zostać solennie wynagrodzonymi poprzez zakończenie. Mimo, że moja próba oceny książki jest niejednoznaczna i pewnie jest wiele pytań, na które nie odpowiedziałam, to czas spędzony z tą pozycją na pewno nie poszedł na marnę, a ja zmierzę się z nią kiedyś jeszcze raz. Może do „Wyspy niesłychanej” trzeba po prostu dorosnąć…