Nowe, wspaniałe czasy, gdy wreszcie zrozumiemy, że wszyscy jesteśmy częścią większej całości - są "tuż za rogiem". A wtedy nastanie tytułowa, "Nowa Ziemia". Lepsza (podobno) od tej dzisiejszej...
Koncepcja, że pochodzimy ze wspólnego źródła, nie jest specjalnie niczym nowym. Bo już "skądinąd znani" - Majowie, wieki temu, twierdzili, że "Ja jestem innym Ty". A było to w czasach, gdy ofiary składane "bogom" z ludzi, przez różne indiańskie plemiona - wcale nie były wydarzeniem niezwykłym. Choć, oczywiście, dla postronnego obserwatora - jakże okrutnym...
Czy rzeczywiście więc jesteśmy "jednością", chwilowo (?) rozdzieloną, by posmakować wszelkie możliwe aspekty życia w materialnym świecie ?
Autor przekonuje też o potędze naszych myśli. Dzięki nim możemy poczuć/zrozumieć (ten właściwy) sens "bycia". Zanurzyć się w nim, radośnie płynąc "z prądem istnienia", (najlepiej też) "nie walcząc" z niczym - bo wszystko, co nas spotyka, ma jakiś sens, i dzieje się we właściwym momencie...
Być może, na jakimś wyższym "poziomie świadomości" - rzeczywiście tak to wygląda. Niestety (lub na szczęście...?) w otaczającej nas codzienności - liczy się konkretne działanie. Zaryzykuję, że nawet to niezwykle dyskretne jest więcej warte, niż choćby najbardziej wzniosłe myśli, nie poparte żadnym czynem ....
Oczywiście niełatwo z całą pewnością założyć, kto i dlaczego stoi za "całym tym bałaganem", dla niepoznaki zwanym po prostu życiem. I jakie cele/idee przyświecały, by to "wszystko zaistniało" . Równie więc dobrze rację może mieć autor niniejszej książki, by "brać życie jakim jest", nie drążąc zbytnio tematu - jak i ci twierdzący nieco inaczej. By działać, zmieniać to, co niespecjalnie "pasuje", bo może właśnie po to ta sławetna "wolna wola", i możliwość czynienia zmian wszelakich ...?
Książkę czyta się w miarę dobrze, sporo w niej cennych, "złotych myśli". A także życiowych przykładów, jak to po przeróżnych zdarzeniach bądź "zwykłych" rozmowach - niektórzy przekonywali się do tez w niej zawartych. Niejednokrotnie przynosiło im to tak zwany "spokój ducha" - kto wie, czy nie równie istotny, jak wszystkie inne "atrybuty", niezbędne do szczęśliwego funkcjonowania. Choć, jak to "ktoś, kiedyś" zauważył - "jeśli jesteś szczęśliwy, to pewnie (jednak) o czymś nie wiesz"...